piątek, 20 grudnia 2013

Pure Beauty 7.

Witam Was! Jak przedświąteczne nastroje? Mam nadzieję, że wszyscy spędzicie święta spokojnie i dostaniecie wymarzone prezenty; jako, że nie będę dodawać już niczego przed świętami, życzę Wam wszystkim wesołych i radosnych świąt. A teraz miłego czytania!

Shimie tak dobrze się leżało na ramieniu Yuu, że zasnął; obejmował go w pasie, cicho pochrapując przez rozchylone wargi. Czarnowłosy nie miał serca go budzić, ale w końcu musiał wstać; wołała go matka, która właśnie zrobiła kolację. Kolację? To aż tyle leżeli na jego łóżku?
-Kou-chan, wstawaj. - mruknął, trącając delikatnie ramię chłopaka. Nie podziałało, nadal spał w najlepsze, więc Yuu wpadł na inny pomysł. Podniósł się ostrożnie i zawisł nad rudowłosym, wpatrując się w jego śpiącą twarz. Najpierw musnął ustami policzek Shimy; na nic. Pocałował go w nos – nadal spał. Zdecydował się na ostateczny krok; przytknął swoje wargi do jego, rozchylił je językiem i wtargnął nim do ich wnętrza. Usłyszał po chwili dziwny, zduszony jęk; podziałało. Uniósł spojrzenie znad jego nosa na oczy i uniósł lekko kąciki ust, jakby chciał się uśmiechnąć. Po chwili oderwał się od niego.
-Witamy w świecie żywych. - zażartował Yuu, siadając na biodrach Kou. Pomyślał w duchu, że wygląda wyjątkowo rozkosznie, taki zaspany i ze śpioszkami w kącikach oczu; palcami uniesionej dłoni wyciągnął delikatnie śpioszki, które wytarł w chusteczkę. Rudowłosy mruknął coś niewyraźnie. Najwidoczniej jeszcze się nie obudził.
-Ile spałem? - spytał niemrawo, unosząc się na łokciach.
-Jakieś cztery godziny.
-Co? To która jest?
-No.. Dwudziesta.
Shima zaklął; obiecał sobie i jakiejś sile wyższej, że wróci w miarę wcześnie do domu i zrobi coś na obiad. Do tego ta potworna migrena, która zaczęła go łapać; ból był niemal nie do wytrzymania. Położył się z powrotem i przyłożył palce do skroni, by je pomasować. Nic z tego; nadal bolało jak cholera. Zacisnął powieki, jakby to miało sprawić, że przestanie boleć.
-Słuchaj, nie masz jakiejś tabletki na ból głowy?
-Chwileczkę.
Yuu zszedł z jego bioder i poszedł do kuchni, skąd wziął tabletkę i szklankę z wodą. Przyniósł ją chłopakowi; ten połknął posłusznie pigułkę i popił, przymykając po chwili oczy. Miał nadzieję, że pomoże. Czarnowłosy wpatrywał się z troską w twarz swojego.. Chłopaka? Partnera? Mniejsza o nazwę; był dla niego bardzo ważny. Pogładził go po policzku; był dziwnie ciepły. I blady.
-Może jesteś chory?
-Nie, nie. To pewnie ciśnienie. - odparł Kou, kładąc dłoń na kolanie chłopaka. Gdy drzwi pokoju otworzyły się, nawet nie miał czasu na cofnięcie dłoni; ale to była tylko Yumi, przed którą nie musieli się ukrywać. Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc rękę Shimy na kolanie swojego brata; zawsze bała się, że Yuu zostanie sam. Wszystko przez to, jaki zaganiany niegdyś był. Na szczęście to się zmieniło; dla Kou zawsze znalazł czas. Tak jak teraz, kiedy leżeli razem już którąś godzinę z rzędu.
-Kolacja. - powiedziała, po czym z nieschodzącym z twarzy uśmiechem wyszła z pokoju. Shima z trudem podniósł się z materaca, wszystko przez ten ból głowy. Tabletka nie pomagała ani trochę, a on czuł, że jak zje, to zrobi mu się jeszcze bardziej niedobrze. Mimo tego usiadł przy stole i spróbował zjeść makaron z sosem, który podała mu mama Yuu. Zjadł całą porcję, podziękował i czym prędzej wrócił do pokoju czarnowłosego, gdzie zwinął się na materacu z dłońmi przy głowie. „Niech to się wreszcie skończy”, pomyślał, mając niemal łzy w oczach z bólu.
-I jak? - spytał troskliwie Yuu, siadając obok Shimy.
-Boli. - jęknął w odpowiedzi, czując, jak po jego policzku spływa kilka łez spowodowanych bólem. Czuł się okropnie, a każda próba podniesienia się kończyła zawrotem głowy.
-Zostań ze mną. Odpuszczę sobie jutro zajęcia i zostanę z tobą. - postanowił czarnowłosy, głaszcząc rudawe włosy chłopaka. - A ja tymczasem przejdę się do apteki. Tabletka, którą ci dałem, była na zwykły ból głowy. Kupię coś na migrenę.
-Jest prawie dziewiąta wieczór. Musiałbyś iść do całodobowej.
-Poszukam. Poczekasz na mnie tutaj?
-Poczekam.
W tym momencie Kou zdał sobie sprawę z tego, ile musi znaczyć dla tego chłopaka, skoro ten wychodzi wieczorem z domu by poszukać dla niego tabletek.


Minęło pół godziny, a Yuu nadal nie było. Shima był coraz bardziej zaniepokojony; było trochę późno, więc kto wie, co mogło mu się stać po drodze.
-Gdzie jesteś? - wyszeptał. Podniósł się z łóżka i wziął swoją torbę, w której miał butelkę wody. Zauważył w środku coś świecącego; zmroziło go, kiedy zobaczył kwadracik z folii. Zupełnie o nim zapomniał, wszystko przez ból głowy. Może głowa rozbolała go właśnie z braku narkotyków? Nie, niemożliwe, przecież od jednego razu nie można się fizycznie uzależnić. Psychicznie owszem, ale objawy somatyczne to zupełnie inna bajka. Rozejrzał się po pokoju, jakby się bał, że ktoś go podgląda; postanowił zaryzykować. Wszystko odbyło się jak za pierwszym razem: wyciągnął banknot, wsunął jeden jego koniec do folii, a drugi do nosa, po czym szybko wciągnął proszek. Zdążył jeszcze wrzucić staniol do swojej torby, przykryć go zeszytami i odłożyć wszystko na krzesło. Potem złapała go senność.


-Kou, śpisz?
Było już około jedenastej, gdy usłyszał to pytanie. Podniósł ociężałą głowę, by spojrzeć na Yuu; wydawał się być za taką leciutką mgiełką.
-Nie.. To znaczy, zdrzemnąłem się na moment.
-Mam dla ciebie tabletki. I coś do popicia.
Na dłoni Yuu spoczywały dwie podłużne tabletki, a w drugiej ręce gościła szklanka z wodą. Shima nie był pewny, czy powinien je zażywać; w kontakcie z narkotykiem mogło to być niebezpieczne.
-Dlaczego tak długo cię nie było? - spytał, próbując odwrócić uwagę od leków. Czarnowłosy usiadł na materacu łóżka, wzdychając cicho.
-Musiałem pojechać metrem do sąsiedniej dzielnicy, bo u nas jedyna całodobowa apteka jest w remoncie. Trochę mi zeszło, zanim ją tam znalazłem.
No tak, to było całkiem zrozumiałe. Yuu wyciągnął tabletki w stronę Kou; nie było odwrotu. Musiał je połknąć i zrobił to z nadzieją, że nie wywołają jakiejś niebezpiecznej reakcji z substancją, którą zażył nie tak dawno. Co prawda ból głowy prawie zniknął, bo heroina znieczulała go na to, ale mimo wszystko nie chciał odmawiać zażycia leku. To byłoby zbyt podejrzane; i tak się bał, że Yuu zacznie grzebać w jego torbie i znajdzie kawałek folii z resztkami proszku. Shima westchnął, przymykając powieki. Czuł się przytłoczony tym wszystkim. Czarnowłosy źle odebrał jego westchnienie; wziął je za objaw okropnej migreny. Położył się przy nim, przytulił i pocałował go w czoło, niczym małe dziecko. Rudowłosy spojrzał na niego; uśmiechnął się.
-Dziękuję za wszystko. - mruknął, będąc mu wdzięcznym za opiekę, ale i uczucie, którym go darzył.
-Nie ma za co. Prześpij się, pójdę na moment do Yumi.


-Śpi?
-Tak, zasnął. To trochę dziwne, że on tyle śpi. Jak przyszedłem, spał, teraz też.
-Może to działanie tych tabletek? Nie przejmuj się. - dziewczyna wzruszyła ramionami, kierując po chwili swój wzrok na ekran laptopa; na nim gościło zdjęcie modelki umalowanej przez Yumi w stylistyce gyaru; sztuczne rzęsy, powiększający oczy makijaż. Yuu przyjrzał się jej krytycznie.
-Nie podoba mi się ta estetyka kompletnie.
-Mi też nie, wolę ostrzejsze klimaty. Ale zlecenie to zlecenie.
Czarnowłosy kiwnął głową, wpatrując się tępo w zasłonięte niebieskimi soczewkami oczy modelki. Cieszył się, że z Kou nie było takich problemów; chociaż jak się go pomalowało, był ładniejszy od niejednej dziewczyny. Kiedy tak myślał, ze zdziwieniem zauważył, że dziewczyna na zdjęciu prawie nie ma źrenic. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy uświadomił sobie, że oczy Kou wyglądały identycznie, gdy popatrzył na Yuu ostatni raz przed zaśnięciem.


Dwie godziny później postanowił, że położy się obok Shimy. Ściągnął z siebie niemal wszystkie ubrania, po czym ostrożnie ułożył się na materacu. Nie chciał go obudzić.
-Dobranoc. - wymruczał mu do ucha, całując je po chwili. Położył dłoń na jego ramieniu; ze zdziwieniem zauważył, że jest zimne. Podniósł się i spojrzał na twarz Shimy; wyglądała normalnie, jak każdego człowieka, który śpi. Uspokoił się myślą, że widocznie ramię było zimne ze względu na to, że przykrył się tylko od pasa w dół. Zaraz podciągnął kołdrę wyżej i przytulił go do siebie, tak, by móc ogrzać nieco zmarznięte ciało.
Nie mógł w nocy spać. Nie wiedział, czy to zimne ramię nie dawało mu spokoju, czy też te zmniejszone źrenice. Czego mogły być wynikiem? Nie wiedział.
Nie wiedział, jak bardzo jest naiwny.


Rano Kou obudził się z uczuciem, że spał zdecydowanie zbyt długo. Przekręcił się na plecy; zauważył czarnowłosego, który nadal był pogrążony we śnie. Zerknął na zegarek; była dziesiąta. Uświadomił sobie, że nawet nie powiadomił matki, gdzie spędza noc. Podniósł się z materaca i pogrzebał w torbie, ignorując folię namolnie wciskającą mu się między palce. Chciał o niej jak najszybciej zapomnieć.
W końcu wyciągnął telefon. No tak, dźwięki były wyciszone, więc nie słyszał, jak mama dzwoni. Postanowił do niej zadzwonić. W tym celu wyszedł na korytarz.
-Cześć mamo. Nie, tylko nie krzycz, jestem u Yuu. Potwornie bolała mnie głowa i stwierdziliśmy, że najbezpieczniej będzie zostać u niego. Tak, wrócę na kolację. Cześć.
Wrócił do sypialni. Spojrzał na sylwetkę chłopaka i poczuł wyrzuty sumienia, że go okłamuje; może powinien mu powiedzieć o narkotykach? Nie, zbyt duże ryzyko, że go zostawi, a Kou bardzo by tego nie chciał. Z drugiej strony w związkach najważniejsze było zaufanie i szczerość.
Bardzo długo bił się z myślami, ostatecznie postanawiając, że na razie przemilczy swój problem.

czwartek, 12 grudnia 2013

Pure Beauty 6.

Witam wszystkich~ jak się macie? Mam dziwne wrażenie, że im bliżej świąt, tym czas biegnie coraz szybciej i szybciej, a na studiach coraz bardziej nas cisną. Dzisiaj kolejny rozdział Pure Beauty, którego napiszę chyba miliard partów i będzie to druga moda na sukces.

Następnego dnia wstał o dziwo przed zadzwonieniem budzika, który zwykle nastawiał na szóstą trzydzieści, jeśli miał na ósmą. Tym razem zbudził się o szóstej dziesięć i nie miał zamiaru tych dwudziestu minut spędzić na leżeniu. Wstał, poszedł umyć twarz i wrócił do pokoju, żeby się ubrać. Wybrał białą koszulkę z wzorem karty as i najzwyklejsze, czarne spodnie. Czerń i biel to kolory, w których czuł się bezpiecznie. Wrzucił zeszyty z chemii i biologii człowieka do torby, narzucił na siebie kurtkę, założył buty i wyszedł.
Wszystko byłoby jak zwykle, gdyby nie znajoma postać stojąca pod jego klatką.
-Cześć, pamiętasz mnie? - spytał chłopak, zaczepiając Shimę. Ten przyjrzał mu się uważnie; zapadła twarz, podkrążone oczy i wychudzona sylwetka.
-Kouji, tak? - spytał, choć doskonale wiedział, że to on. - Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
Zaniepokoiło go to. Przecież nic mu nie obiecywał, żeby ten miał teraz przychodzić pod jego dom.
-Powiedzmy, że mamy wspólnych znajomych. - odpowiedział wymijająco Kouji. - Słuchaj, to jak? Zostaniesz moim klientem? Co jakiś czas mogę ci spuszczać z ceny.
Kou westchnął, przyciskając kąciki oczu; zbliżała się migrena. Nie wiedział, co ma zrobić, a diler, widząc jego niepewność, uśmiechnął się lekko. Wyczuł jego słabość i skłonność do nałogów, jaką najpewniej przejawiał. Poprowadził rudowłosego za budynek, gdzie nie było żadnej żywej duszy. Nie o tej porze; wyciągnął z torby mały kwadracik z folii i wcisnął go w rękę Shimy.
-Proszę, trzymaj. Widzę, że niewyraźnie się czujesz.
To nie była prawda. Po wczorajszym dniu czuł się wspaniale, ale nie potrafił mu odmówić. Może nawet nie chciał?
-Ile jestem ci winien?
-8 tysięcy jenów.
Gdy Kou to usłyszał, zawahał się. Za taką cenę miałby mniej więcej wstęp na koncert ulubionego zespołu, a teraz tak po prostu wyciągnął sumę z portfela i podał ją Koujiemu. Schował narkotyk do torby i czym prędzej mu uciekł, by nie patrzeć na tę czaszkę powleczoną cienką powłoką skórną; sam był chudy, ale jeszcze wyglądał w miarę zdrowo. W Koujim niemal nie było już nic ludzkiego. Wzdrygnął się; nie chciał tak wyglądać, a mimo tego nie odmówił i zapłacił. Dobrze, że wyszedł wcześniej z domu, dzięki czemu się nie spóźnił na wykład z chemii. Pod salą spotkał Takanoriego.
-Cześć. - przywitał kolegę, uśmiechając się do niego. Nie potrafił jednak ukryć zdenerwowania, które zagościło w nim po spotkaniu z Koujim; przejawiało się to przez trzęsące się ręce i rozglądanie się na boki. Tak, jakby się bał, że ktoś go przyłapie na posiadaniu narkotyków.
-Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? - spytał Taka, przyglądając mu się uważnie. - Ach, tak! Dzisiaj kolokwium z chemii, dlatego.. - stwierdził.
Shima popatrzył na niego z przestrachem.
-Jakie kolokwium?!
-No z zadań.. Obliczanie pH i kąta przebiegu reakcji.
Kou jęknął, załamując ręce. Kompletnie zapomniał o tym teście. W sumie nie żałował, że się nie uczył, bo wieczór spędził z Yuu. Podejrzewał, że i tak by się niczego nie nauczył.
-Umiesz coś?
-A czy ja wyglądam na kogoś, kto rozumie chemię? - spytał retorycznie Matsumoto, pukając się w idealnie gładkie czoło. Kto wie, co stosował na tą swoją buźkę; mimo że i Kou dbał o siebie, to chyba nie zdobyłby się na używanie takiej ilości specyfików.
-Nie. - przyznał po chwili. Będzie musiał spytać Mari, czy cokolwiek rozumie i przekupić ją wizją następnego drinka, żeby mu wytłumaczyła. W końcu mają przerwę między wykładami a ćwiczeniami z chemii. Najwyżej na ukochane bubble tea pójdzie po teście, żeby zapić smutki, a do klubu pójdzie się urżnąć w piątek. A nie, może iść w czwartek, w piątek zrobi sobie wolne. Podszedł do Mari i Atsuko, żeby je poinformować, kiedy i gdzie kupi im obiecane drinki. Dziewczyny zgodziły się; Mari była taka zadowolona, że nawet obiecała wytłumaczyć mu chemię. Zadziwiające, ile może załatwić wizja postawienia dwóch drinków.



Po wykładzie z chemii Kou usiadł nad zeszytem z konwersatorium i zaczął analizować zadania. Wzdychał co chwila nieszczęśliwie, jakby to był dla niego wielki ciężar.
-Nie nauczę się.. - jęczał, chcąc tym samym dać upust swojemu niezadowoleniu i rezygnacji.
-Zdasz to, zobaczysz. Nadzieja umiera ostatnia. - mruknęła Mari, szturchając go w żebra.
-Tak, oczywiście. Nadzieja matką głupich.
Gdy przerwa się skończyła, poszedł na salę z uczuciem, że idzie na ścięcie. Usiadł obok Akiry, który raczył się wreszcie pojawić na zajęciach, wyciągnął kartkę, długopis i czekał. Po chwili dostał kartkę z zadaniami.
„No to leżę”, pomyślał optymistycznie Shima, wczytując się w treść. Naprawdę próbował liczyć te zadania; gdy w końcu pan doktor powiedział, że koniec czasu, nie oddał pustej kartki.
-Cholerny kwas octowy. - mruknął do Akiry, gdy szli do biurka ze swoimi kartkami. Tam prowadzący zajęcia od razu sprawdzał prace.
-Chyba nie chcę tego widzieć. - zażartował Kou, gdy doktor wziął jego kartkę.
-Machnął się pan o jedno zero.
Takashima chyba jeszcze nigdy nie czuł takiego zawodu do samego siebie.


-Jak mogłem się pomylić o jedno zero? No jak?
-No już nie rozpaczaj.. - mruknął Akira, idąc razem z Kou i Takanorim do pobliskiej galerii handlowej. - Ja też nie zdałem. Pociesza cię to?
Matsumoto się nie odezwał; rozumiał najmniej, a zaliczył. We trójkę poszli na bubble tea.
-Poproszę truskawkę, marakuję i kumkwat na zielonej herbacie. Dużą. - powiedział Shima do blondynki za ladą, która wysłuchała z uwagą jego zamówienia. Gdy już wymieszała syropy z herbatą, wodą i lodem, uśmiechnęła się do rudowłosego.
-Jakie dodatki?
-Truskawkę, marakuję, tapiokę i jogurt.
Obserwował, jak dziewczyna nakłada kuleczki i paski galaretki o różnym smaku do kubeczka.
-Przepraszam, dałam panu mango zamiast marakui.
Shima pomyślał, że nic się nie stało. Już chciał płacić za napój i przybliżał kartę do czytnika, gdy nagle blondynka powstrzymała go.
-Przepraszam, nabiłam za dużą sumę. - wymamrotała, cofając pospiesznie wbitą do terminala kwotę; no pięknie. Zapłaciłby dziesięć razy więcej, niż kosztowało to nieszczęsne bubble tea. Jakby jego matka zobaczyła debet na koncie, złapałaby się za głowę.
Usiadł z kolegami na ławce, pijąc swoje bubble tea i mając wciąż w głowie to nieszczęsne kolokwium z chemii; a trudno. Zda następnym razem. Na pewno.
W pewnym momencie uniósł głowę i wypatrzył na schodach znajomą, czarnowłosą głowę.
-Narazie. - rzucił w stronę kolegów, po czym pobiegł na ruchome schody. Dobiegł do Yuu, a gdy ten stanął, zasłonił mu od tyłu oczy.
-Kim jesteś? - spytał Shiroyama, usiłując odwrócić się ku stojącej za nim osobie.
-Zgaad-niij! - zawołał melodyjnie rudowłosy, uśmiechając się do siebie. W końcu odsłonił oczy chłopaka i stanął przed nim. - Jak twoje zaliczenie?
-Profesor na razie pozbierał prace. - odparł Yuu, całując go po chwili w kącik ust. - Ale jestem dobrej myśli. Właśnie; jeden z magazynów widział twoja pierwszą sesję i mama załatwiła, żebyś zrobił dla nich zdjęcia. Oczywiście ja stanę za obiektywem. Tematem zdjęć będą nogi.
Kou uśmiechnął się; wiele osób mu mówiło, że ma świetne nogi, więc pewnie będzie pozował w krótkich spodenkach. Znając Yumi i jej pomysły, mogła to być nawet krótka spódniczka.
-Cieszę się. Więc kiedy?
-W przyszłym tygodniu. - odparł fotograf, zaczesując rude włosy chłopaka za ucho. Po chwili chwycił jego dłoń i wyprowadził z budynku galerii. Po drodze Kou wyrzucił kubeczek po bubble tea do kosza.


Gdy znaleźli się w pokoju Yuu, położyli się na jego podwójnym łóżku. Shima uwielbiał je; było idealnie twarde, takie, jakie powinno być. Leżał na boku, tak, by dokładnie widzieć obiekt swoich westchnień. Podobało mu się to, że teraz widują się codziennie. W sumie nie spodziewał się, że czarnowłosy zaprosi go od razu z galerii do domu; może miał coś do załatwienia, a on mu przeszkodził?
-Słuchaj.. Nie masz dzisiaj żadnych zajęć? O tej porze w galerii..
-Miałem, na siódmą trzydzieści. Dlatego tak szybko skończyłem. - uśmiechnął się fotograf, gładząc go po policzku. Kou cieszyły takie drobne, czułe gesty; cholernie ich potrzebował. Shiroyama położył się na plecach, a rudowłosy zaczął zakreślać palcem kółeczka na jego brzuchu. Zjeżdżał nim niżej i niżej, aż dotarł do materiału spodni. Wtedy się zawahał; jednak cichy pomruk chłopaka dał mu do zrozumienia, że może kontynuować. Przesuwał więc palcem wzdłuż materiału w okolicy guzika; uniósł po chwili jego koszulkę, by móc dotykać gołej skóry. Lubił jej fakturę; była miękka i delikatna, zupełnie jak jego własna. Płyny zmiękczające? W pewnym momencie przypomniał sobie, o co chciał go zapytać.
-Yuu?
-Słucham?
-Czy my.. No wiesz. Jesteśmy razem?
Czarnowłosy posłał mu lekki uśmiech.
-Myślałem, że to jest jasne; że odbierzesz mój pocałunek jednoznacznie.
Kou kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Ułożył się wygodniej na materacu i przysunął do fotografa, tak, by móc się do niego przytulić. Oparł głowę o jego ramię i westchnął cicho, przymykając powieki.
Zupełnie zapomniał o narkotyku, który spoczywał w jego torbie.

piątek, 6 grudnia 2013

Pure Beauty 5.

Witam wszystkich! Postanowiłam wrzucić coś dzisiaj, w ten wietrzny dzień, żeby choć trochę Wam go umilić.

Kou podszedł szybko do czarnowłosego mężczyzny, który stał pod budynkiem uczelni z z bukietem kwiatów. Oczy miał niemal okrągłe ze zdumienia; najpierw nie odzywa się cały dzień, a później tak po prostu przychodzi do niego po zajęciach?
-Co ty tu robisz? - spytał nieco obcesowo, wręcz z pretensją. Yuu to jednak nie zraziło; uśmiechnął się szeroko i pocałował go, znowu w kącik ust. Shima odsunął się, jakby został poparzony. Dopiero wtedy Shiroyama popatrzył na niego zaniepokojony; co się stało?
-Co się stało? - spytał na głos, marszcząc lekko brwi. Opuścił nieco ramię, którego dłoń trzymała bukiet czerwonych róż, ulubionych kwiatów Kou. Jak rudowłosy miał mu wytłumaczyć, że czuł się zwyczajnie brudny? Wziął co prawda tylko raz, ale ten raz w zupełności wystarczył.
-Idziesz na fizykę? - spytała Mari, zahaczając go. On jednak pokręcił jedynie głową, więc dziewczyna odeszła.
-Nic się nie stało. - odpowiedział w końcu na pytanie czarnowłosego, choć odpowiedź ta nie była do końca szczera. Stali i wpatrywali się w siebie nawzajem, Yuu z żalem, Kou z dziwną obojętnością. W końcu jego twarz złagodniała; przecież fotograf chciał dobrze, przychodząc po niego z kwiatami. Uśmiechnął się lekko, odbierając bukiet.
-Ja..
-Dziękuję, są piękne. - powiedział szybko, tym razem szczerze, trzymając róże. - Czemu tu przyszedłeś?
-Chyba źle sprawdziłem twój plan zajęć. Pomyliłem inżynierię z licencjatem. - wyznał Yuu, uśmiechając się przepraszająco.
-Nie szkodzi. Nie mam zamiaru iść na ostatni wykład.
I, chwytając go za dłoń, poprowadził do swojego domu.


-Nie wiedziałem, że mieszkasz przy dzielnicy czerwonych latarni. - wymruczał czarnowłosy, wchodząc do klatki schodowej w towarzystwie Kou. Ten tylko wzruszył ramionami.
-Jedyna różnica jest taka, że z okien widzę te wszystkie neony; jednak nie ciągnie mnie, żeby tam chodzić. Moje ulubione kluby są w innej części miasta.
Yuu kiwnął głową na znak, że rozumie. Gdy znaleźli się w pokoju rudowłosego, ten starannie zamknął za nimi drzwi; zapowiadało się ciekawie.
Czarnowłosy usiadł na łóżku Shimy, rozglądając się na boki. Pokój był dość mały, ale zauważył, że zaszczepił w nim pasję do mody; na biurku piętrzyły się magazyny, a na tablicy korkowej przy biurku zawisło wydrukowane jego zdjęcie z pierwszej – i jak na razie jedynej – sesji .Najwidoczniej spodobało mu się.
Że Kou usiadł obok niego zauważył dopiero, gdy poczuł jego dotyk na swojej dłoni. Delikatny i chłodny; problemy z krążeniem? Najwidoczniej. Przeniósł na niego swoje spojrzenie, w którym gościły charakterystyczne iskierki; chwycił szybko dłoń rudowłosego i ucałował jej wierzch, niczym dżentelmen.
-Uwielbiam cię. - wyznał nagle Kou, zupełnie niespodziewanie. Yuu uśmiechnął się do niego szeroko, czując, jak po jego plecach przebiegają dreszcze. Szept, którym chłopak wymówił te słowa, wywołał u niego niespodziewaną reakcję; chwycił jego brodę i ucałował go prosto w te pełne usta, przymykając powieki. Shima podjął zabawę. Uchylił wargi i wysunął z nich język, by przesunąć nim po dolnej wardze czarnowłosego. Kontynuowałby to, gdy nagle usłyszał, jak drzwi jego pokoju otwierają się gwałtownie. Jego siostra; odskoczył od Yuu jak oparzony, próbując przy tym zachować pokerową twarz.
-Czego chcesz? - spytał niegrzecznie, chociaż siostra była od niego starsza, więc należał się jej jakiś choćby szczątkowy szacunek; jednak Kou to Kou. Jako młodszy brat był okropny.
-Chciałam się spytać, czy nie złożyłbyś się ze mną na pizzę, ale widzę, że inaczej zaspakajasz swój głód. - zauważyła; obaj chłopcy dostrzegli na jej twarzy cień uśmiechu.
-Dziwne. - mruknął Shima, gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi. - Normalnie jesteśmy dla siebie bardziej wredni..
-Zauważyła, że się zakochałeś. - zaśmiał się Yuu, kładąc dłoń na jego udzie. Rudowłosy momentalnie spąsowiał, gdy ten wspomniał o zakochaniu. Zauroczenie, zakochanie; cóż za różnica? Zastanawiał się nad nią, wpatrując się w dłoń na swoim udzie. Zaczął też myśleć, czy aby na pewno powinien się ładować w bagno, jakim są narkotyki; przecież tak naprawdę wcale ich nie potrzebował. Miał w miarę stabilną sytuację życiową, kumpli na studiach, imprezy, no i Yuu. To ostatnie powinno go skutecznie odwieść od tego wyjątkowo głupiego pomysłu.
A jednak nie potrafił zapomnieć o tym, jak wspaniale obojętnie się czuł, gdy wziął.


-Kou, może twój kolega zje z nami? - spytała matka Shimy, gdy zauważyła, że mają gościa.
-Chętnie zjem, dziękuję. - uśmiechnął się czarnowłosy, po czym drzwi pokoju zamknęły się z powrotem. Na jego twarzy zagościł uśmiech; uśmiech, którego przedtem Kou nie widział, a o którym mógł powiedzieć, że go podniecał.
-Gdyby uśmiech i wzrok mogły gwałcić, miałbyś wiele dziewictw i nie tylko na sumieniu. - odezwał się, zakładając jego czarne włosy za ucho.
-Naprawdę? - spytał Shiroyama, zamyślając się na moment. Po chwili wsunął dłoń między złączone uda rudowłosego i pocałował go, popychając jego kompletnie poddające się mu ciało na łóżko. Shima zerknął na niego z niezdrową wręcz ciekawością; co on zamierzał?
-Co ty..?
-Nie przejmuj się. Nie zrobię niczego zdrożnego, twoja rodzina tu jest. - zaśmiał się Yuu, klepiąc udo chłopaka. Ładnie zaczynali, doprawdy; model, który nawiązywał intymną więź ze swoim fotografem. Czy to czasem nie jest robienie kariery „przez łóżko”? Pieprzyć to. Kou nigdy specjalnie nie przejmował się tym, co wypada a co nie, więc dlaczego miałoby się to teraz zmienić? Póki nie będą o tym plotkować światowe tabloidy, nie będzie mu to wszystko przeszkadzało.
Po kilku chwilach zawołała ich matka Kou. Chłopcy poszli do kuchni, gdzie siedziała już siostra rudowłosego oraz jego rodzice.
-Mamo, tato, to jest Yuu. - przedstawił fotografa, który uśmiechnął się czarująco do państwa Takashima.
-Mówisz tak, jakbyś przedstawiał nam swojego chłopaka. - zaśmiała się dziewczyna, biorąc pałeczkami sushi.
-Zamknij się, bo pożałujesz.
Wtedy siostra Kou wstała i zaciągnęła go do pokoju obok.
-Jeśli nie będziesz milszy, to powiem rodzicom o tobie i twoim chłopaku. Chyba nie chcesz, żeby przeżyli zawód, bo mają syna geja?
-To, że się z nim całowałem, nie znaczy, że jest moim chłopakiem. - odparł Shima. - Poza tym, dlaczego mieliby przeżyć zawód? Jest tylu gejów na świecie, że to chyba staje się czymś normalnym.
-Nie słyszałeś ich rozmowy. Wciąż się dziwią, dlaczego nie masz jakiejś dziewczyny. Nie stajesz się coraz młodszy. - gdy to powiedziała, Kou poczuł, że siostra ma rację; o nie, szybko, jakaś riposta.
-Och, przymknij się. - mruknął urażony; dopiero po chwili mu coś zaświtało. - A dlaczego ty nie masz chłopaka? Jesteś starsza o trzy lata.
Siostra Shimy wyraźnie poczerwieniała; nie wiedziała, co ma odpyskować na to pytanie.
-Okej, umówmy się. Ja nie mówię o tym, że jesteś gejem, a ty będziesz utrzymywał, że mam chłopaka. Znasz go, widziałeś, ma na imię Tatsu.
-Dlaczego Tatsu?
-Pamiętasz naszego chomika?
Kou pamiętał. Faktycznie, miał na imię Tatsu. Kiwnął gową.
-No dobrze. Ale powiedz mi, dlaczego nie masz chłopaka?
-Bo mam dziewczynę.
Chłopak wciągnął powietrze tak głośno, że pewnie słyszeli go rodzice w kuchni.
-Serio? Jak ma na imię? Ładna jakaś?
-Mari. A teraz chodź na ten obiad.
Shima nie mógł w to uwierzyć. Ta Mari? Jego koleżanka ze studiów? Nie podejrzewałby jej o posiadanie dziewczyny, raczej oglądała się za chłopakami. No chyba, że to inna dziewczyna o tym imieniu, przecież nie jednemu psu Burek na imię. Wrócili do kuchni z uśmiechami na twarzach.
-Już sobie pogadaliście? - spytała pani Takashima, spoglądając to na syna, to na córkę, próbując cokolwiek wyczytać z ich twarzy.
-Tak. - odparł Kou, siadając przy stole obok Yuu. Dyskretnie położył dłoń na jego udzie i zacisnął ją, spoglądając na niego kątem oka. Widząc uśmiech na jego twarzy, sięgnął po pałeczki i zaczął jeść.


-Musisz wychodzić? - spytał rudowłosy, gdy o dziesiątej wieczorem Shiroyama oświadczył, że musi wracać do domu. Nazajutrz była środa, więc on sam powinien położyć się wcześniej, żeby wstać po szóstej.
-Muszę, niestety. - skrzywił się Yuu. - Jutro oddaję twoje zdjęcia. Muszę się przygotować.
-Śpij u mnie.
-Następnym razem. - obiecał fotograf, ściskając z uśmiechem jego dłoń. Musnął jeszcze delikatnie jego policzek i wyszli z pokoju; Kou chciał go kawałek odprowadzić.
-Jeszcze coś ci się stanie. Ta okolica wydaje się być niebezpieczna. - zaprotestował czarnowłosy, gdy już stał na korytarzu.
-Tylko przed klatkę, proszę.
Yuu nie potrafił mu odmówić. Zeszli po schodach i stanęli pod drzwiami; było zimno, a Kou nie wziął kurtki.
-Zmarzniesz.. - wyszeptał fotograf, oplatając Shimę ramionami w pasie. Przyciągnął go do siebie, choć komicznie to wyglądało; był niższy od rudowłosego, więc przytulił się do niego, wtykając nos pod jego brodę. Przymknął powieki; tak było mu dobrze. Dopiero po dłuższej chwili uniósł głowę i ponownie tego dnia sięgnął do jego ust.
-Leć. Ucieknie ci metro. - mruknął Kou, choć nie chciał go wypuścić ze swoich objęć. W końcu puścił chłopaka; ten uśmiechnął się do niego i pobiegł w kierunku stacji. Takashima stał dłuższą chwilę i wpatrywał się w biegnącą sylwetkę. Uświadomił sobie jedną rzecz.
-Nawet nie zdążyłem spytać, czy jesteśmy razem.. - wymamrotał, po czym szybko wrócił do mieszkania. Wyjątkowo szybko rozebrał się, umył i położył spać.

niedziela, 1 grudnia 2013

Pure Beauty 4.

Witajcie! W tym rozdziale PB, który tu wrzucam, pojawi się coś, co za pewne większości się nie spodoba. Pamiętajcie jednak, że to jest opowiadanie, które zawiera w sobie różne stereotypy występujące w świecie mody; a to, co zrobił Uruha, jest zdecydowanie jednym z nich.


-W sumie.. Chyba nie powinienem ich jeść. - mruczał Kou, grzebiąc łyżeczką w deserze lodowym. Zjadł połowę, mając potworne wyrzuty sumienia; zawsze dbał o sylwetkę, co dwa dni starał się biegać, a tu nagle zajada się lodami.
-Lody są jednym z najzdrowszych deserów. - odparł Yuu, kończąc swoją szarlotkę z gałką lodów waniliowych. - A na pewno lepsze od czekolady czy batonów. - dodał po chwili, odkładając łyżeczkę na talerzyk. Mimo tych słów Kouyou nie dokończył swojej porcji; siedząc i obsesyjnie wyobrażając sobie jak lody wytwarzają tkankę tłuszczową pod jego skórą, zdał sobie sprawę z tego, że wpada w paranoję. Pokręcił głową, zapominając o obecności Shiroyamy. Dopiero po chwili sobie o niej przypomniał, gdy napotkał jego pytające spojrzenie.
-Nie, nic. - westchnął, urywając tym samym rozmowę.


Gdy znalazł się w domu, poczuł pustkę; i to nie tylko dlatego, że nikogo nie było. Tak się zawsze czuł, gdy nie było obok niego Yuu. Miał się uczyć budowy mikroskopu i zastosowania jego elementów; jak jednak miał to zrobić, gdy czuł dławiący ucisk w gardle, a w skroniach zaczynało łupać? Nie dało rady. Najwyżej nie zda testu, który miał odbyć się nazajutrz. Nie mógł też siedzieć w mieszkaniu, bo to powodowało, że za dużo myślał; a myślenie stanowczo go dobijało. Przebrał się z koszuli i grzecznych, ciemnogranatowych jeansów w koszulkę z krótkim rękawkiem, czarne rurki z agrafkami, na to wszystko kurtka i wyszedł, choć nie do końca wiedział, dokąd zmierza.


W klubie usiadł przy barze, żeby zamówić sobie piwo. Już miał zabrać się za jego wypicie, gdy nagle ktoś go zaczepił.
-Cześć. - usłyszał; odwrócił się, by móc zobaczyć uśmiechniętego chłopaka, mniej więcej w jego wieku.
-Znamy się?
-Nie, ale chciałem ci coś zaproponować. - powiedział ten ktoś, po czym kiwnął na Shimę. Nie wiedząc dlaczego, Kou wziął tylko puszkę piwa i poszedł za chłopakiem do łazienki.
-Słuchaj, mam kogoś i nie chcę go zdradzać. - skłamał; o ile Yuu nie był jego partnerem, o tyle faktycznie nie zamierzał się puszczać.
-Nie w tym rzecz. Chodź. Tak w ogóle, jestem Kouji. - powiedział chłopak, otwierając drzwi kabiny. O dziwo, łazienka była pusta, więc nie natknęli się na ani jedno krzywe spojrzenie. Gdy Kou zamknął za nimi drzwi, Kouji wyciągnął z kieszeni małe, kwadratowe opakowania ze staniolu. Takashima zmarszczył brwi.
-Dlaczego mi to proponujesz?
-To proste. Potrzebuję klienta. - zaśmiał się diler, machając towarem przed nosem studenta. Kou w pierwszym odruchu pokręcił głową. Nie był jakoś specjalnie przeciwko narkotykom, bo był zdania, że wszystko jest dla ludzi, ale z początku nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
-Nie. Szukaj kogoś innego.
-Pomyśl, nie spotkało cię ostatnio nic okropnego? To sprawi, że wszystkie przykre uczucia odejdą.
W tym momencie Shima zaczął się wahać. Świadczyła o tym jego pełna niepewności mina; z jednej strony chciał poczuć się lepiej, ale z drugiej cholernie się bał. Pierwszy raz w życiu autentycznie się czegoś przestraszył.
-Ja..
-Widzę, że się zastanawiasz. Pierwsza działka za darmo. - mówiąc to, wcisnął mały kwadracik w dłoń Shimy i zostawił go z narastającymi wątpliwościami.


Z tego wszystkiego Kou wypił tylko tą jedną puszkę piwa. Na więcej nie miał ochoty; do domu wrócił, upewniając się, że wszyscy już śpią. Zrobił to, obserwując okna w mieszkaniu; gdy wszystkie światła zgasły, odczekał jeszcze pół godziny i dopiero wtedy wszedł do środka. W kieszeni jego spodni wciąż spoczywał kwadracik z narkotykiem.
-No nie wiem.. - mruczał do siebie, oglądając folię z każdej możliwej strony, jakby się czymś różniła. Jak to było? „Pierwsza działka za darmo”? Jak za darmo, to za darmo. Nic mu się przecież od jednego razu nie stanie.
Nie chciał jednak użyć strzykawki. Co prawda miał ich w domu sporo, bo ojciec kiedyś chciał być lekarzem, ale wolał tego nie robić za pierwszym razem. Zamknął się w łazience od środka i puścił wodę w kabinie prysznicowej, by w razie czego przebudzony członek rodziny pomyślał, że bierze prysznic. W pierwszej chwili nie wiedział, jak zażyć narkotyk. Dopiero po kilku chwilach gdy usiadł na brzegu brodzika, poczuł, jak coś gniecie go w pośladek. Portfel. Jak portfel, to i pieniądze. Monety i banknoty.
-To jest to. - wyszeptał do siebie, wyciągając jeden z banknotów z kieszeni portfela. Zwinął go w rulonik i wsunął w otwarty kwadracik folii. Drugi koniec wsadził do nosa, jak widział na filmie „My, dzieci z dworca Zoo” i mocno pociągnął. Zerknął do środka; zostało tam jeszcze proszku, więc szybko wciągnął resztki przez banknot. Nagle poczuł, jak w jego ustach zebrało się mnóstwo śliny. Otworzył klapę i wypluł ją, po czym zdał sobie sprawę z tego, że odpływa. Zamknął sedes i położył na nim głowę, zamykając powieki.


Obudziło go głośne walenie w drzwi; nie, nie pukanie, tylko właśnie walenie.
-Kou! Otwieraj!
To jego siostra. Skąd wiedziała, że to właśnie on tam jest?
-Chwila! - odkrzyknął, po czym żeby wyglądać wiarygodnie, wskoczył na moment pod prysznic i zmoczył włosy. Przed tym rozebrał się, a do kieszeni spodni wsadził folię, w której był narkotyk. Wyskoczył z brodzika, wyłączył wodę i owinął się ręcznikiem. Poszedł leniwym krokiem do drzwi i przekręcił zamek.
-O co chodzi? - spytał; co dziwne, w ogóle nie czuł złości, a normalnie zirytował by się, że ktoś mu przeszkadza.
-Jak to o co? A o co może mi chodzić w środku nocy? - spytała ironicznie. - A dlaczego masz jakieś takie dziwne oczy? W ogóle nie widać źrenicy!
Kou nie odpowiedział. Szybko zebrał swoje ciuchy i przemknął do pokoju, gdzie z kieszeni wydobył staniol i, zgniatając go w kulkę, wyrzucił do śmieci. To, co zrobił, stanowczo musiało pozostać tajemnicą; na dodatek nie mogło się powtórzyć. Ubrał luźne spodenki, w których zawsze spał i schował się pod kołdrą. Poczuł, jak ponownie robi się senny. Zasnął po kilku minutach.


Następnego dnia obudził się po dziesiątej, czyli był potężnie spóźniony. Widząc, która jest godzina, zerwał się z łóżka i wybrał z szafy byle jakie ubrania. Wnosząc po tym co się z nim działo, musiał zażyć heroinę; o tym wciąż rozmyślał podczas podróży na laboratorium z chemii. Koleżanki z jego grupy pewnie były wściekłe, że go nie ma. Będzie musiał postawić im piwo, albo jakiegoś dobrego drinka, żeby tylko nie patrzyły na niego krzywo przez resztę studiów. Tak, Mari i Atsuko były wyjątkowo pamiętliwe.
Gdy już dotarł pod budynek uczelni, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma fartucha; na szczęście pani doktor z chemii puściła mu to płazem.
-Co dzisiaj robimy? - spytał, podchodząc do Mari.
-Gotujemy zupę, żeby sprawdzić zawartość skrobi. - odpowiedziała dziewczyna. - Sądząc po twojej minie, nie masz warzyw. - westchnęła, widząc jego wyraz twarzy. No tak, kompletnie zapomniał o tym, że miał przynieść marchewkę.
-Ja.. Przepraszam.
-Wisisz nam po drinku.
Nie pomylił się wiele; doskonale wiedział, czego ma się spodziewać po swoich koleżankach. Przerąbane jest być jedynym chłopakiem w grupie. Działanie narkotyku minęło już dawno, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że od poprzedniego dnia Yuu w ogóle się do niego nie odezwał; a Kou był taki, że nigdy nie odzywał się pierwszy. Beznadziejność sytuacji uderzyła w niego podwójnie; już teraz wiedział, do którego klubu zaprosi Mari i Atsuko, żeby im się zrewanżować. Potrzebny mu był Kouji.


-Jak to nic nie umiesz? - zdziwiła się Mari, słysząc, że Kou nie zna budowy mikroskopu. - Przecież miałeś na to tydzień! Pewnie znowu imprezowałeś.
-Jakbyś zgadła. - wymruczał, przymrużając nieco powieki; zezował na rysunek mikroskopu, z podpisanymi elementami i opisanymi funkcjami. Dziewczyna, widząc jego spojrzenie, załamała ręce; podsunęła mu rysunek i cierpliwie zaczęła tłumaczyć.
-Tu są okulary. Pod okularami masz tubus, w którym powstaje obraz. Pod tym jest rewolwer i obiektywy.
-A to tutaj, nad źródłem światła?
-Kondensor.
Shima kiwnął głową; coś tam pojął. Miał tylko nadzieję, że pani doktor nie zapyta go o funkcję tych wszystkich śrub, których przeznaczenia nie znał.


Na laboratorium z biologii komórki kompletnie nie potrafił się skupić. W głowie miał tylko dwie rzeczy: Yuu i heroinę. Zaczął się uzależniać od obu i nie wiedział, co bardziej go przerażało; uzależnienie od kogoś, czy od czegoś? Chyba gorzej jest się uzależnić od kogoś, bo narkotyki można odstawić, a jak odstawić człowieka?
-Panie Takashima, proszę mi pokazać tubus i śrubę makrometryczną.
Otępiały myślami, uniósł dłoń i pokazał palcem tubus. Śruba makrometryczna? To chyba ta większa. Wskazał ją i spojrzał na panią doktor, która kiwnęła głową i zaczęła przepytywać Mari. Kondensor, podstawa i okulary. Kondensor, podstawa, okulary.. Te słowa utkwiły mu w głowie i nie chciały stamtąd wyjść, aż do czasu, kiedy wyszedł z budynku uczelni.
Tak. Wtedy niesłuszność własnego postępowania poprzedniej nocy dotarła do niego w dwustu procentach.