-W sumie.. Chyba nie powinienem ich
jeść. - mruczał Kou, grzebiąc łyżeczką w deserze lodowym.
Zjadł połowę, mając potworne wyrzuty sumienia; zawsze dbał o
sylwetkę, co dwa dni starał się biegać, a tu nagle zajada się
lodami.
-Lody są jednym z najzdrowszych
deserów. - odparł Yuu, kończąc swoją szarlotkę z gałką lodów
waniliowych. - A na pewno lepsze od czekolady czy batonów. - dodał
po chwili, odkładając łyżeczkę na talerzyk. Mimo tych słów
Kouyou nie dokończył swojej porcji; siedząc i obsesyjnie
wyobrażając sobie jak lody wytwarzają tkankę tłuszczową pod
jego skórą, zdał sobie sprawę z tego, że wpada w paranoję.
Pokręcił głową, zapominając o obecności Shiroyamy. Dopiero po
chwili sobie o niej przypomniał, gdy napotkał jego pytające
spojrzenie.
-Nie, nic. - westchnął, urywając tym
samym rozmowę.
Gdy znalazł się w domu, poczuł
pustkę; i to nie tylko dlatego, że nikogo nie było. Tak się
zawsze czuł, gdy nie było obok niego Yuu. Miał się uczyć budowy
mikroskopu i zastosowania jego elementów; jak jednak miał to
zrobić, gdy czuł dławiący ucisk w gardle, a w skroniach zaczynało
łupać? Nie dało rady. Najwyżej nie zda testu, który miał odbyć
się nazajutrz. Nie mógł też siedzieć w mieszkaniu, bo to
powodowało, że za dużo myślał; a myślenie stanowczo go
dobijało. Przebrał się z koszuli i grzecznych, ciemnogranatowych
jeansów w koszulkę z krótkim rękawkiem, czarne rurki z agrafkami,
na to wszystko kurtka i wyszedł, choć nie do końca wiedział,
dokąd zmierza.
W klubie usiadł przy barze, żeby
zamówić sobie piwo. Już miał zabrać się za jego wypicie, gdy
nagle ktoś go zaczepił.
-Cześć. - usłyszał; odwrócił się,
by móc zobaczyć uśmiechniętego chłopaka, mniej więcej w jego
wieku.
-Znamy się?
-Nie, ale chciałem ci coś
zaproponować. - powiedział ten ktoś, po czym kiwnął na Shimę.
Nie wiedząc dlaczego, Kou wziął tylko puszkę piwa i poszedł za
chłopakiem do łazienki.
-Słuchaj, mam kogoś i nie chcę go
zdradzać. - skłamał; o ile Yuu nie był jego partnerem, o tyle
faktycznie nie zamierzał się puszczać.
-Nie w tym rzecz. Chodź. Tak w ogóle,
jestem Kouji. - powiedział chłopak, otwierając drzwi kabiny. O
dziwo, łazienka była pusta, więc nie natknęli się na ani jedno
krzywe spojrzenie. Gdy Kou zamknął za nimi drzwi, Kouji wyciągnął
z kieszeni małe, kwadratowe opakowania ze staniolu. Takashima
zmarszczył brwi.
-Dlaczego mi to proponujesz?
-To proste. Potrzebuję klienta. -
zaśmiał się diler, machając towarem przed nosem studenta. Kou w
pierwszym odruchu pokręcił głową. Nie był jakoś specjalnie
przeciwko narkotykom, bo był zdania, że wszystko jest dla ludzi,
ale z początku nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
-Nie. Szukaj kogoś innego.
-Pomyśl, nie spotkało cię ostatnio
nic okropnego? To sprawi, że wszystkie przykre uczucia odejdą.
W tym momencie Shima zaczął się
wahać. Świadczyła o tym jego pełna niepewności mina; z jednej
strony chciał poczuć się lepiej, ale z drugiej cholernie się bał.
Pierwszy raz w życiu autentycznie się czegoś przestraszył.
-Ja..
-Widzę, że się zastanawiasz.
Pierwsza działka za darmo. - mówiąc to, wcisnął mały kwadracik
w dłoń Shimy i zostawił go z narastającymi wątpliwościami.
Z tego wszystkiego Kou wypił tylko tą
jedną puszkę piwa. Na więcej nie miał ochoty; do domu wrócił,
upewniając się, że wszyscy już śpią. Zrobił to, obserwując
okna w mieszkaniu; gdy wszystkie światła zgasły, odczekał jeszcze
pół godziny i dopiero wtedy wszedł do środka. W kieszeni jego
spodni wciąż spoczywał kwadracik z narkotykiem.
-No nie wiem.. - mruczał do siebie,
oglądając folię z każdej możliwej strony, jakby się czymś
różniła. Jak to było? „Pierwsza działka za darmo”? Jak za
darmo, to za darmo. Nic mu się przecież od jednego razu nie stanie.
Nie chciał jednak użyć strzykawki.
Co prawda miał ich w domu sporo, bo ojciec kiedyś chciał być
lekarzem, ale wolał tego nie robić za pierwszym razem. Zamknął
się w łazience od środka i puścił wodę w kabinie prysznicowej,
by w razie czego przebudzony członek rodziny pomyślał, że bierze
prysznic. W pierwszej chwili nie wiedział, jak zażyć narkotyk.
Dopiero po kilku chwilach gdy usiadł na brzegu brodzika, poczuł,
jak coś gniecie go w pośladek. Portfel. Jak portfel, to i
pieniądze. Monety i banknoty.
-To jest to. - wyszeptał do siebie,
wyciągając jeden z banknotów z kieszeni portfela. Zwinął go w
rulonik i wsunął w otwarty kwadracik folii. Drugi koniec wsadził
do nosa, jak widział na filmie „My, dzieci z dworca Zoo” i mocno
pociągnął. Zerknął do środka; zostało tam jeszcze proszku,
więc szybko wciągnął resztki przez banknot. Nagle poczuł, jak w
jego ustach zebrało się mnóstwo śliny. Otworzył klapę i wypluł
ją, po czym zdał sobie sprawę z tego, że odpływa. Zamknął
sedes i położył na nim głowę, zamykając powieki.
Obudziło go głośne walenie w drzwi;
nie, nie pukanie, tylko właśnie walenie.
-Kou! Otwieraj!
To jego siostra. Skąd wiedziała, że
to właśnie on tam jest?
-Chwila! - odkrzyknął, po czym żeby
wyglądać wiarygodnie, wskoczył na moment pod prysznic i zmoczył
włosy. Przed tym rozebrał się, a do kieszeni spodni wsadził
folię, w której był narkotyk. Wyskoczył z brodzika, wyłączył
wodę i owinął się ręcznikiem. Poszedł leniwym krokiem do drzwi
i przekręcił zamek.
-O co chodzi? - spytał; co dziwne, w
ogóle nie czuł złości, a normalnie zirytował by się, że ktoś
mu przeszkadza.
-Jak to o co? A o co może mi chodzić
w środku nocy? - spytała ironicznie. - A dlaczego masz jakieś
takie dziwne oczy? W ogóle nie widać źrenicy!
Kou nie odpowiedział. Szybko zebrał
swoje ciuchy i przemknął do pokoju, gdzie z kieszeni wydobył
staniol i, zgniatając go w kulkę, wyrzucił do śmieci. To, co
zrobił, stanowczo musiało pozostać tajemnicą; na dodatek nie
mogło się powtórzyć. Ubrał luźne spodenki, w których zawsze
spał i schował się pod kołdrą. Poczuł, jak ponownie robi się
senny. Zasnął po kilku minutach.
Następnego dnia obudził się po
dziesiątej, czyli był potężnie spóźniony. Widząc, która jest
godzina, zerwał się z łóżka i wybrał z szafy byle jakie
ubrania. Wnosząc po tym co się z nim działo, musiał zażyć
heroinę; o tym wciąż rozmyślał podczas podróży na laboratorium
z chemii. Koleżanki z jego grupy pewnie były wściekłe, że go nie
ma. Będzie musiał postawić im piwo, albo jakiegoś dobrego drinka,
żeby tylko nie patrzyły na niego krzywo przez resztę studiów.
Tak, Mari i Atsuko były wyjątkowo pamiętliwe.
Gdy już dotarł pod budynek uczelni,
zdał sobie sprawę z tego, że nie ma fartucha; na szczęście pani
doktor z chemii puściła mu to płazem.
-Co dzisiaj robimy? - spytał,
podchodząc do Mari.
-Gotujemy zupę, żeby sprawdzić
zawartość skrobi. - odpowiedziała dziewczyna. - Sądząc po twojej
minie, nie masz warzyw. - westchnęła, widząc jego wyraz twarzy. No
tak, kompletnie zapomniał o tym, że miał przynieść marchewkę.
-Ja.. Przepraszam.
-Wisisz nam po drinku.
Nie pomylił się wiele; doskonale
wiedział, czego ma się spodziewać po swoich koleżankach.
Przerąbane jest być jedynym chłopakiem w grupie. Działanie
narkotyku minęło już dawno, ale dopiero teraz uświadomił sobie,
że od poprzedniego dnia Yuu w ogóle się do niego nie odezwał; a
Kou był taki, że nigdy nie odzywał się pierwszy. Beznadziejność
sytuacji uderzyła w niego podwójnie; już teraz wiedział, do
którego klubu zaprosi Mari i Atsuko, żeby im się zrewanżować.
Potrzebny mu był Kouji.
-Jak to nic nie umiesz? - zdziwiła się
Mari, słysząc, że Kou nie zna budowy mikroskopu. - Przecież
miałeś na to tydzień! Pewnie znowu imprezowałeś.
-Jakbyś zgadła. - wymruczał,
przymrużając nieco powieki; zezował na rysunek mikroskopu, z
podpisanymi elementami i opisanymi funkcjami. Dziewczyna, widząc
jego spojrzenie, załamała ręce; podsunęła mu rysunek i
cierpliwie zaczęła tłumaczyć.
-Tu są okulary. Pod okularami masz
tubus, w którym powstaje obraz. Pod tym jest rewolwer i obiektywy.
-A to tutaj, nad źródłem światła?
-Kondensor.
Shima kiwnął głową; coś tam pojął.
Miał tylko nadzieję, że pani doktor nie zapyta go o funkcję tych
wszystkich śrub, których przeznaczenia nie znał.
Na laboratorium z biologii komórki
kompletnie nie potrafił się skupić. W głowie miał tylko dwie
rzeczy: Yuu i heroinę. Zaczął się uzależniać od obu i nie
wiedział, co bardziej go przerażało; uzależnienie od kogoś, czy
od czegoś? Chyba gorzej jest się uzależnić od kogoś, bo
narkotyki można odstawić, a jak odstawić człowieka?
-Panie Takashima, proszę mi pokazać
tubus i śrubę makrometryczną.
Otępiały myślami, uniósł dłoń i
pokazał palcem tubus. Śruba makrometryczna? To chyba ta większa.
Wskazał ją i spojrzał na panią doktor, która kiwnęła głową i
zaczęła przepytywać Mari. Kondensor, podstawa i okulary.
Kondensor, podstawa, okulary.. Te słowa utkwiły mu w głowie i nie
chciały stamtąd wyjść, aż do czasu, kiedy wyszedł z budynku
uczelni.
Tak. Wtedy niesłuszność własnego
postępowania poprzedniej nocy dotarła do niego w dwustu procentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz