niedziela, 1 grudnia 2013

Pure Beauty 4.

Witajcie! W tym rozdziale PB, który tu wrzucam, pojawi się coś, co za pewne większości się nie spodoba. Pamiętajcie jednak, że to jest opowiadanie, które zawiera w sobie różne stereotypy występujące w świecie mody; a to, co zrobił Uruha, jest zdecydowanie jednym z nich.


-W sumie.. Chyba nie powinienem ich jeść. - mruczał Kou, grzebiąc łyżeczką w deserze lodowym. Zjadł połowę, mając potworne wyrzuty sumienia; zawsze dbał o sylwetkę, co dwa dni starał się biegać, a tu nagle zajada się lodami.
-Lody są jednym z najzdrowszych deserów. - odparł Yuu, kończąc swoją szarlotkę z gałką lodów waniliowych. - A na pewno lepsze od czekolady czy batonów. - dodał po chwili, odkładając łyżeczkę na talerzyk. Mimo tych słów Kouyou nie dokończył swojej porcji; siedząc i obsesyjnie wyobrażając sobie jak lody wytwarzają tkankę tłuszczową pod jego skórą, zdał sobie sprawę z tego, że wpada w paranoję. Pokręcił głową, zapominając o obecności Shiroyamy. Dopiero po chwili sobie o niej przypomniał, gdy napotkał jego pytające spojrzenie.
-Nie, nic. - westchnął, urywając tym samym rozmowę.


Gdy znalazł się w domu, poczuł pustkę; i to nie tylko dlatego, że nikogo nie było. Tak się zawsze czuł, gdy nie było obok niego Yuu. Miał się uczyć budowy mikroskopu i zastosowania jego elementów; jak jednak miał to zrobić, gdy czuł dławiący ucisk w gardle, a w skroniach zaczynało łupać? Nie dało rady. Najwyżej nie zda testu, który miał odbyć się nazajutrz. Nie mógł też siedzieć w mieszkaniu, bo to powodowało, że za dużo myślał; a myślenie stanowczo go dobijało. Przebrał się z koszuli i grzecznych, ciemnogranatowych jeansów w koszulkę z krótkim rękawkiem, czarne rurki z agrafkami, na to wszystko kurtka i wyszedł, choć nie do końca wiedział, dokąd zmierza.


W klubie usiadł przy barze, żeby zamówić sobie piwo. Już miał zabrać się za jego wypicie, gdy nagle ktoś go zaczepił.
-Cześć. - usłyszał; odwrócił się, by móc zobaczyć uśmiechniętego chłopaka, mniej więcej w jego wieku.
-Znamy się?
-Nie, ale chciałem ci coś zaproponować. - powiedział ten ktoś, po czym kiwnął na Shimę. Nie wiedząc dlaczego, Kou wziął tylko puszkę piwa i poszedł za chłopakiem do łazienki.
-Słuchaj, mam kogoś i nie chcę go zdradzać. - skłamał; o ile Yuu nie był jego partnerem, o tyle faktycznie nie zamierzał się puszczać.
-Nie w tym rzecz. Chodź. Tak w ogóle, jestem Kouji. - powiedział chłopak, otwierając drzwi kabiny. O dziwo, łazienka była pusta, więc nie natknęli się na ani jedno krzywe spojrzenie. Gdy Kou zamknął za nimi drzwi, Kouji wyciągnął z kieszeni małe, kwadratowe opakowania ze staniolu. Takashima zmarszczył brwi.
-Dlaczego mi to proponujesz?
-To proste. Potrzebuję klienta. - zaśmiał się diler, machając towarem przed nosem studenta. Kou w pierwszym odruchu pokręcił głową. Nie był jakoś specjalnie przeciwko narkotykom, bo był zdania, że wszystko jest dla ludzi, ale z początku nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
-Nie. Szukaj kogoś innego.
-Pomyśl, nie spotkało cię ostatnio nic okropnego? To sprawi, że wszystkie przykre uczucia odejdą.
W tym momencie Shima zaczął się wahać. Świadczyła o tym jego pełna niepewności mina; z jednej strony chciał poczuć się lepiej, ale z drugiej cholernie się bał. Pierwszy raz w życiu autentycznie się czegoś przestraszył.
-Ja..
-Widzę, że się zastanawiasz. Pierwsza działka za darmo. - mówiąc to, wcisnął mały kwadracik w dłoń Shimy i zostawił go z narastającymi wątpliwościami.


Z tego wszystkiego Kou wypił tylko tą jedną puszkę piwa. Na więcej nie miał ochoty; do domu wrócił, upewniając się, że wszyscy już śpią. Zrobił to, obserwując okna w mieszkaniu; gdy wszystkie światła zgasły, odczekał jeszcze pół godziny i dopiero wtedy wszedł do środka. W kieszeni jego spodni wciąż spoczywał kwadracik z narkotykiem.
-No nie wiem.. - mruczał do siebie, oglądając folię z każdej możliwej strony, jakby się czymś różniła. Jak to było? „Pierwsza działka za darmo”? Jak za darmo, to za darmo. Nic mu się przecież od jednego razu nie stanie.
Nie chciał jednak użyć strzykawki. Co prawda miał ich w domu sporo, bo ojciec kiedyś chciał być lekarzem, ale wolał tego nie robić za pierwszym razem. Zamknął się w łazience od środka i puścił wodę w kabinie prysznicowej, by w razie czego przebudzony członek rodziny pomyślał, że bierze prysznic. W pierwszej chwili nie wiedział, jak zażyć narkotyk. Dopiero po kilku chwilach gdy usiadł na brzegu brodzika, poczuł, jak coś gniecie go w pośladek. Portfel. Jak portfel, to i pieniądze. Monety i banknoty.
-To jest to. - wyszeptał do siebie, wyciągając jeden z banknotów z kieszeni portfela. Zwinął go w rulonik i wsunął w otwarty kwadracik folii. Drugi koniec wsadził do nosa, jak widział na filmie „My, dzieci z dworca Zoo” i mocno pociągnął. Zerknął do środka; zostało tam jeszcze proszku, więc szybko wciągnął resztki przez banknot. Nagle poczuł, jak w jego ustach zebrało się mnóstwo śliny. Otworzył klapę i wypluł ją, po czym zdał sobie sprawę z tego, że odpływa. Zamknął sedes i położył na nim głowę, zamykając powieki.


Obudziło go głośne walenie w drzwi; nie, nie pukanie, tylko właśnie walenie.
-Kou! Otwieraj!
To jego siostra. Skąd wiedziała, że to właśnie on tam jest?
-Chwila! - odkrzyknął, po czym żeby wyglądać wiarygodnie, wskoczył na moment pod prysznic i zmoczył włosy. Przed tym rozebrał się, a do kieszeni spodni wsadził folię, w której był narkotyk. Wyskoczył z brodzika, wyłączył wodę i owinął się ręcznikiem. Poszedł leniwym krokiem do drzwi i przekręcił zamek.
-O co chodzi? - spytał; co dziwne, w ogóle nie czuł złości, a normalnie zirytował by się, że ktoś mu przeszkadza.
-Jak to o co? A o co może mi chodzić w środku nocy? - spytała ironicznie. - A dlaczego masz jakieś takie dziwne oczy? W ogóle nie widać źrenicy!
Kou nie odpowiedział. Szybko zebrał swoje ciuchy i przemknął do pokoju, gdzie z kieszeni wydobył staniol i, zgniatając go w kulkę, wyrzucił do śmieci. To, co zrobił, stanowczo musiało pozostać tajemnicą; na dodatek nie mogło się powtórzyć. Ubrał luźne spodenki, w których zawsze spał i schował się pod kołdrą. Poczuł, jak ponownie robi się senny. Zasnął po kilku minutach.


Następnego dnia obudził się po dziesiątej, czyli był potężnie spóźniony. Widząc, która jest godzina, zerwał się z łóżka i wybrał z szafy byle jakie ubrania. Wnosząc po tym co się z nim działo, musiał zażyć heroinę; o tym wciąż rozmyślał podczas podróży na laboratorium z chemii. Koleżanki z jego grupy pewnie były wściekłe, że go nie ma. Będzie musiał postawić im piwo, albo jakiegoś dobrego drinka, żeby tylko nie patrzyły na niego krzywo przez resztę studiów. Tak, Mari i Atsuko były wyjątkowo pamiętliwe.
Gdy już dotarł pod budynek uczelni, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma fartucha; na szczęście pani doktor z chemii puściła mu to płazem.
-Co dzisiaj robimy? - spytał, podchodząc do Mari.
-Gotujemy zupę, żeby sprawdzić zawartość skrobi. - odpowiedziała dziewczyna. - Sądząc po twojej minie, nie masz warzyw. - westchnęła, widząc jego wyraz twarzy. No tak, kompletnie zapomniał o tym, że miał przynieść marchewkę.
-Ja.. Przepraszam.
-Wisisz nam po drinku.
Nie pomylił się wiele; doskonale wiedział, czego ma się spodziewać po swoich koleżankach. Przerąbane jest być jedynym chłopakiem w grupie. Działanie narkotyku minęło już dawno, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że od poprzedniego dnia Yuu w ogóle się do niego nie odezwał; a Kou był taki, że nigdy nie odzywał się pierwszy. Beznadziejność sytuacji uderzyła w niego podwójnie; już teraz wiedział, do którego klubu zaprosi Mari i Atsuko, żeby im się zrewanżować. Potrzebny mu był Kouji.


-Jak to nic nie umiesz? - zdziwiła się Mari, słysząc, że Kou nie zna budowy mikroskopu. - Przecież miałeś na to tydzień! Pewnie znowu imprezowałeś.
-Jakbyś zgadła. - wymruczał, przymrużając nieco powieki; zezował na rysunek mikroskopu, z podpisanymi elementami i opisanymi funkcjami. Dziewczyna, widząc jego spojrzenie, załamała ręce; podsunęła mu rysunek i cierpliwie zaczęła tłumaczyć.
-Tu są okulary. Pod okularami masz tubus, w którym powstaje obraz. Pod tym jest rewolwer i obiektywy.
-A to tutaj, nad źródłem światła?
-Kondensor.
Shima kiwnął głową; coś tam pojął. Miał tylko nadzieję, że pani doktor nie zapyta go o funkcję tych wszystkich śrub, których przeznaczenia nie znał.


Na laboratorium z biologii komórki kompletnie nie potrafił się skupić. W głowie miał tylko dwie rzeczy: Yuu i heroinę. Zaczął się uzależniać od obu i nie wiedział, co bardziej go przerażało; uzależnienie od kogoś, czy od czegoś? Chyba gorzej jest się uzależnić od kogoś, bo narkotyki można odstawić, a jak odstawić człowieka?
-Panie Takashima, proszę mi pokazać tubus i śrubę makrometryczną.
Otępiały myślami, uniósł dłoń i pokazał palcem tubus. Śruba makrometryczna? To chyba ta większa. Wskazał ją i spojrzał na panią doktor, która kiwnęła głową i zaczęła przepytywać Mari. Kondensor, podstawa i okulary. Kondensor, podstawa, okulary.. Te słowa utkwiły mu w głowie i nie chciały stamtąd wyjść, aż do czasu, kiedy wyszedł z budynku uczelni.
Tak. Wtedy niesłuszność własnego postępowania poprzedniej nocy dotarła do niego w dwustu procentach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz