niedziela, 26 stycznia 2014

Pure Beauty 8.

Witajcie! Strasznie przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam mnóstwo roboty; do dzisiaj śni mi się krzywa Gaussa robiona w excelu i sprawozdanie na 60 stron, do którego była potrzebna. Wrzucam coś na szybko, ponieważ zaraz zaczyna się sesja, a ja ledwo zaczęłam się uczyć..


Siedział przy Yuu jeszcze kwadrans, zanim ten się obudził. Gdy tylko to nastąpiło, uśmiechnął się i przytulił mało rozumiejącego co się wokół niego dzieje chłopaka.
-Dzień dobry. - mruknął, pocierając nosem o jego ramię. Czarnowłosy uśmiechnął się półprzytomnie, obejmując Shimę ramionami.
-Jak tam głowa?
-Znacznie lepiej, dziękuję.
Kou wyplątał się z jego objęć, by wstać z materaca. Obserwował, jak Shiroyama podnosi się z łóżka; zmierzył wzrokiem szczupłą figurę chłopaka, zahaczając o każdy mięsień. Tak, stanowczo był lepiej umięśniony od niego samego, który swoją posturą bardziej przypominał zapałkę. No cóż.
-Masz ocet? - spytał Shima, wygładzając koszulkę na swoim płaskim brzuchu.
-Po co ci ocet?
-Spróbuję, jak smakuje.
Yuu pokręcił głową, chcąc odwieźć go od tego pomysłu. Na nic; jak Kou się na coś uparł, to na amen. Poszli oboje do kuchni, gdzie czarnowłosy wyciągnął z szafki butelkę octu jabłkowego. Podał ją Shimie, razem ze szklanką wody. Gdy rudowłosy pociągnął łyk, niemal od razu się zakrztusił.
-I co, nadal chce ci się praktykować te wszystkie przyzwyczajenia modelek? - spytał Yuu, marszcząc nieco brwi; wiedział doskonale, że ocet jest paskudny w smaku. Sam próbował.
-Jeśli to ma mi pomóc utrzymać sylwetkę..
-Oszalałeś. Nie warto się tak męczyć.
„Nie tylko to jest niewarte męki”, pomyślał Kou, lecz nie powiedział tego na głos. Tak jak postanowił, swój narkotykowy problem chwilowo przemilczy.



Minął miesiąc, więc przyszedł czas na wpisy do indeksu z przedmiotu, które wymagały zaliczenia na ocenę. Wchodząc do laboratorium chemicznego uświadomił sobie, że nie wie, co ma na koniec.
-Czy każdy zna swoją ocenę? - spytała prowadząca, zdając się czytać w myślach Shimy. Przytaknął, bo co miał zrobić? Gdy powiedziała jego nazwisko, podszedł do niej z indeksem i kartą zaliczeniową. „Dobry. Nie jest źle”, pomyślał z uśmiechem, po czym wrócił na miejsce. Oczywiście Mari musiała dostać piątkę na koniec, ale wcale go to nie zirytowało; zasłużyła sobie.


-Ej, Mari, jesteś pewna, że to jest dobrze ułożone? - spytał na następnych zajęciach, gdy dokańczali układanie kariogramu. Gubił się w grupach, w homologach i poważnie bał się o efekt końcowy.
-Nie. - odparła dziewczyna, marszcząc brwi. Układali chromosomy w pary już przez drugie zajęcia, a należało dodać, że od tego zależała ich ocena końcowa i ilość punktów. Dzień wcześniej pisali jeszcze z Atsuko sprawozdanie, które nie wiedzieli, jak ma być skonstruowane. Studiowanie to jednak ciężki chleb.
-Popatrz, to do siebie nie pasuje.
-Kou, zamknij się. Nic innego nie pasuje.
-Dobra, niech zostanie tak, jak jest. Najwyżej dostaniemy kariogramem w twarz. - zażartował chłopak, lecz wcale nie było mu do śmiechu. Chciał mieć piątkę z biologii komórki, bo na tym przedmiocie zależało mu najbardziej.
-Przyklejaj to.
-Dlaczego czarna robota zawsze spada na mnie? - spytał z pretensją; czy to dlatego, że był mężczyzną? One były kobietami. Chciały równouprawnienia, to niech teraz kleją te chromosomy. Westchnął w końcu i zaczął kleić; w razie czego pretensje będą mogły mieć same do siebie. Klejenie było uciążliwe, nie zawsze potrafił dostrzec centromery, więc był zdany na łaskę losu i jakiejś siły wyższej, która mówiła „tu jest centromer, przyklej go na linii”. Naprawdę okropna robota. Palce miał całe poklejone; jedyną satysfakcją było to, że przypomniał sobie, iż za jego sesję Yuu dostał piątkę na zaliczeniu; ale nie mógł powiedzieć koleżankom z grupy „Słuchajcie, mam wyjebane, mój chłopak dostał pięć za moją piękną twarz, więc możecie mi naskoczyć”. Tak naprawdę lubił je, więc choć z początku chciał się wymigać od poklejonych palców, to tak naprawdę nie było to większym problemem. Tylko ta odpowiedzialność, której chciał uniknąć. Znowu ona. Miał z nią spory problem; nie potrafił wziąć odpowiedzialności za siebie samego, a co dopiero za kogoś albo za wspólną pracę.
No tak. Przecież był w ciągu. To wystarczająco dowodziło braku jego odpowiedzialności.
-Skończyliście? - spytała pani doktor, zaglądając im przez ramię.
-Właściwie to.. A niech będzie. - mruknęła Mari, po czym podstawiła kariogram prowadzącej pod nos. Pani usiadła, po czym zaczęła się przyglądać i porównywać chromosomy ze wzorcem.
-Ten jest dobrze, ale ten powinien być zamieniony z tym. Ale nie szkodzi, wciąż są w jednej grupie, więc to nie jest błąd. To dobrze, to dobrze.. Ten powinien być tu, ten tu, a ten tam.
-Ale nie jest to błąd?
-Nie. Oo, ale to już tak. Ten nie jest homologiem tego.
W sumie mieli trzy błędy, czyli w granicach dopuszczalnego błędu. Dostali punkt i zaraz prowadząca zawołała Kou i Mari do siebie. Mari usiadła na krzesełku z indeksem i kartą wpisu; dostała bardzo dobry. Takashima zerknął ukradkiem na kartę obecności i punktów; ponad 13 punktów. Bardzo dobry.
Chwila, on? Bardzo dobry?
Musiał zamrugać i przyjrzeć się nieco mniej ukradkiem, by się upewnić. Miał więcej punktów od Mari! Więc jednak odzywanie się na zajęciach nie było takim złym pomysłem. Szczęśliwy podał kartę i indeks pani doktor; jego pierwsza – i jedyna – piątka. Wyszedł z laboratorium z uczuciem, że może jednak da sobie radę. Nie tylko na studiach.
Tak. Narkotyki wciąż siedziały w jego głowie; każde kieszonkowe bądź inne pieniądze przepuszczał na krótkich spotkaniach z Koujim. A gdyby tak wsypać go na policji? Wtedy nie miałby dostępu do heroiny, bo nie znał innego dilera. Wszystko przekalkulował, wchodząc po schodach; mało mu się to opłacało. Znając ten świat, zapłaciłby własną głową. A on swoją głowę dość lubił.
-Nie, to nie wchodzi w grę. - wymruczał do siebie, przyciskając kąciki oczu. Zamiast na wykład z fizyki, skierował się do domu.



Gdy tylko wszedł do swojego pokoju zauważył, że coś jest nie tak. Tym czymś była siostra, siedząca na jego łóżku.
-Coś się stało? - spytał; była blada.
-Ty bierzesz. - powiedziała bez ogródek.
-Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał, śmiejąc się. Tak zawsze reagował, gdy ktoś spoglądał w jego źrenice i to sugerował. Wykręcał się, że to wina światła.
-Ty pewnie nie zauważyłeś, ale zmieniłeś się. Stałeś się dziwnie spokojny, a zawsze należałeś do nerwowych ludzi. Masz na wszystko wywalone, izolujesz się od nas, na dodatek nie widziałam, żebyś ostatnio kupił sobie coś nowego, a ty przecież ciągle latałeś po sklepach. No i kasa, którą ode mnie pożyczasz. Na co ją przepuszczasz? Nie masz nowych ubrań ani kosmetyków, ani niczego takiego.
-Grzebiesz mi w szafie?
Dziewczyna, jego zwyczajem, przycisnęła kąciki oczu.
-Nie zaprzeczysz, że bierzesz, tylko pytasz, czy grzebię ci w szafie? Pięknie, Kou. Yuu już wie?
-Przecież nie biorę!
Siostra wyrwała torbę z jego ręki i wyrzuciła jej zawartość na łóżko. Wiedział, że wpadł; z torby wysypały się nie tylko zeszyty, długopisy, portfel, indeks i karta, ale też srebrna folia, w której zawsze był narkotyk.
Aha. No i strzykawka zawinięta w małą reklamówkę. Już dawno przestał tylko wciągać. Gdy dziewczyna zobaczyła to, miała ochotę się rozpłakać.
-I może to nie jest dowód twojej narkomanii?
-No dobrze, jest. Nie mów nikomu. Proszę. Zrobię co tylko zechcesz.
Wiedział, że jego siostra należy do ludzi, którzy uwielbiają szantażować innych, więc spodziewał się jakichś wygórowanych warunków milczenia.
-Nie powiem. Ale musisz powiedzieć o tym Yuu, żeby ci pomógł. Nie chcę stracić brata. Nie chcę, rozumiesz?
Kou kiwnął głową. Dziewczyna wyszła z pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi. Zaczął analizować jej słowa; aż tak się zmienił? Naprawdę tego nie zauważył, ale w sumie nic dziwnego. Był niemal ciągle odurzony, pogrążony we własnym świecie. Kochał tylko siebie. I Yuu.
Właśnie, Yuu. Nie mógł mu tego dłużej robić. Nie mógł i nie chciał.



-Musimy porozmawiać. - powiedział przez telefon fotografowi.
-Kou, chciałbym, ale jest koniec semestru i muszę wkuwać tych wszystkich czołowych fotografów i ich koncepcje. Obiecuję ci, że po następnym zaliczeniu znajdę czas.
-Ale ty nie rozumiesz..
-Idę się uczyć. I tobie też radzę. - powiedział Yuu, po czym rozłączył się.
Shima spodziewał się, że każdy może go zawieść. Mama, tata, siostra, koleżanki i koledzy ze studiów, ale nie on. Zacisnął pięści; normalnie jakby życie uparło się wpychać go w to bagno. Wciąż i wciąż przydarzały mu się okazje, przez które musiał brać.
Tak było i tym razem.
-Mamo, pożyczysz mi cztery tysiące jenów? - spytał, wchodząc do kuchni.
-A dlaczego szepczesz? - kobieta uśmiechnęła się, po czym sięgnęła po portfel. - Chwileczkę, nie dostałeś czasem kieszonkowego w zeszłym tygodniu?
-Tak, ale bluza mi się rozwaliła i potrzebuję na nową. - skłamał. Właściwie ostatnio ciągle to robił; przeraziła go łatwość, z jaką wymyślał różne kłamstwa na poczekaniu. - Ta z napisem..
-Wiem, która. Twoja ulubiona. Dobrze, idź i kup sobie nową.
Kou uśmiechnął się w podziękowaniu, schował pieniądze i szybko ubrał się, by móc wyjść do klubu, gdzie zawsze był Kouji.
Mimo uśmiechu na twarzy w środku był z siebie niezadowolony, że znowu ulega złym emocjom. Powinien iść odreagować na siłownię, by zadbać trochę o własne ciało. Właśnie, ciało; przedtem był chudy, ale w ciągu tego miesiąca schudł prawie sześć kilo. Tak naprawdę to potrzebował na nowe ubrania, bo tamte były na niego luźne; ale narkotyki były dla niego ważniejsze. Ubrania można przerobić na mniejsze. Przecież w internecie jest wszystko.


Gdy wszedł do klubu, wyszukał wzrokiem znajomą wychudzoną sylwetkę. Przyjrzał się dilerowi z daleka; był nie tylko chudy, ale i zapadła mu się twarz, przez co oczy wyglądały na większe. Dopiero po dłuższej chwili podszedł do niego.
-Masz coś dla mnie?
-Przykro mi, nie. Poza tym cena wzrosła do dwunastu tysięcy.
-Co?! Jeszcze przedwczoraj chciałeś osiem!
-Takie są prawa rynku. Ale wiem, kto ci sprzeda działkę nie za pieniądze.
-A za co?
Kouji uśmiechnął się niebezpiecznie; wtedy Shima dowiedział się, jak wygląda czaszka, która się uśmiecha. Przerażający widok.
-Za cenę twojej dupy.