Siedział przy Yuu jeszcze kwadrans,
zanim ten się obudził. Gdy tylko to nastąpiło, uśmiechnął się
i przytulił mało rozumiejącego co się wokół niego dzieje
chłopaka.
-Dzień dobry. - mruknął, pocierając
nosem o jego ramię. Czarnowłosy uśmiechnął się półprzytomnie,
obejmując Shimę ramionami.
-Jak tam głowa?
-Znacznie lepiej, dziękuję.
Kou wyplątał się z jego objęć, by
wstać z materaca. Obserwował, jak Shiroyama podnosi się z łóżka;
zmierzył wzrokiem szczupłą figurę chłopaka, zahaczając o każdy
mięsień. Tak, stanowczo był lepiej umięśniony od niego samego,
który swoją posturą bardziej przypominał zapałkę. No cóż.
-Masz ocet? - spytał Shima,
wygładzając koszulkę na swoim płaskim brzuchu.
-Po co ci ocet?
-Spróbuję, jak smakuje.
Yuu pokręcił głową, chcąc odwieźć
go od tego pomysłu. Na nic; jak Kou się na coś uparł, to na amen.
Poszli oboje do kuchni, gdzie czarnowłosy wyciągnął z szafki
butelkę octu jabłkowego. Podał ją Shimie, razem ze szklanką
wody. Gdy rudowłosy pociągnął łyk, niemal od razu się
zakrztusił.
-I co, nadal chce ci się praktykować
te wszystkie przyzwyczajenia modelek? - spytał Yuu, marszcząc nieco
brwi; wiedział doskonale, że ocet jest paskudny w smaku. Sam
próbował.
-Jeśli to ma mi pomóc utrzymać
sylwetkę..
-Oszalałeś. Nie warto się tak
męczyć.
„Nie tylko to jest niewarte męki”,
pomyślał Kou, lecz nie powiedział tego na głos. Tak jak
postanowił, swój narkotykowy problem chwilowo przemilczy.
Minął miesiąc, więc przyszedł czas
na wpisy do indeksu z przedmiotu, które wymagały zaliczenia na
ocenę. Wchodząc do laboratorium chemicznego uświadomił sobie, że
nie wie, co ma na koniec.
-Czy każdy zna swoją ocenę? -
spytała prowadząca, zdając się czytać w myślach Shimy.
Przytaknął, bo co miał zrobić? Gdy powiedziała jego nazwisko,
podszedł do niej z indeksem i kartą zaliczeniową. „Dobry. Nie
jest źle”, pomyślał z uśmiechem, po czym wrócił na miejsce.
Oczywiście Mari musiała dostać piątkę na koniec, ale wcale go to
nie zirytowało; zasłużyła sobie.
-Ej, Mari, jesteś pewna, że to jest
dobrze ułożone? - spytał na następnych zajęciach, gdy dokańczali
układanie kariogramu. Gubił się w grupach, w homologach i poważnie
bał się o efekt końcowy.
-Nie. - odparła dziewczyna, marszcząc
brwi. Układali chromosomy w pary już przez drugie zajęcia, a
należało dodać, że od tego zależała ich ocena końcowa i ilość
punktów. Dzień wcześniej pisali jeszcze z Atsuko sprawozdanie,
które nie wiedzieli, jak ma być skonstruowane. Studiowanie to
jednak ciężki chleb.
-Popatrz, to do siebie nie pasuje.
-Kou, zamknij się. Nic innego nie
pasuje.
-Dobra, niech zostanie tak, jak jest.
Najwyżej dostaniemy kariogramem w twarz. - zażartował chłopak,
lecz wcale nie było mu do śmiechu. Chciał mieć piątkę z
biologii komórki, bo na tym przedmiocie zależało mu najbardziej.
-Przyklejaj to.
-Dlaczego czarna robota zawsze spada na
mnie? - spytał z pretensją; czy to dlatego, że był mężczyzną?
One były kobietami. Chciały równouprawnienia, to niech teraz kleją
te chromosomy. Westchnął w końcu i zaczął kleić; w razie czego
pretensje będą mogły mieć same do siebie. Klejenie było
uciążliwe, nie zawsze potrafił dostrzec centromery, więc był
zdany na łaskę losu i jakiejś siły wyższej, która mówiła „tu
jest centromer, przyklej go na linii”. Naprawdę okropna robota.
Palce miał całe poklejone; jedyną satysfakcją było to, że
przypomniał sobie, iż za jego sesję Yuu dostał piątkę na
zaliczeniu; ale nie mógł powiedzieć koleżankom z grupy
„Słuchajcie, mam wyjebane, mój chłopak dostał pięć za moją
piękną twarz, więc możecie mi naskoczyć”. Tak naprawdę lubił
je, więc choć z początku chciał się wymigać od poklejonych
palców, to tak naprawdę nie było to większym problemem. Tylko ta
odpowiedzialność, której chciał uniknąć. Znowu ona. Miał z nią
spory problem; nie potrafił wziąć odpowiedzialności za siebie
samego, a co dopiero za kogoś albo za wspólną pracę.
No tak. Przecież był w ciągu. To
wystarczająco dowodziło braku jego odpowiedzialności.
-Skończyliście? - spytała pani
doktor, zaglądając im przez ramię.
-Właściwie to.. A niech będzie. -
mruknęła Mari, po czym podstawiła kariogram prowadzącej pod nos.
Pani usiadła, po czym zaczęła się przyglądać i porównywać
chromosomy ze wzorcem.
-Ten jest dobrze, ale ten powinien być
zamieniony z tym. Ale nie szkodzi, wciąż są w jednej grupie, więc
to nie jest błąd. To dobrze, to dobrze.. Ten powinien być tu, ten
tu, a ten tam.
-Ale nie jest to błąd?
-Nie. Oo, ale to już tak. Ten nie jest
homologiem tego.
W sumie mieli trzy błędy, czyli w
granicach dopuszczalnego błędu. Dostali punkt i zaraz prowadząca
zawołała Kou i Mari do siebie. Mari usiadła na krzesełku z
indeksem i kartą wpisu; dostała bardzo dobry. Takashima zerknął
ukradkiem na kartę obecności i punktów; ponad 13 punktów. Bardzo
dobry.
Chwila, on? Bardzo dobry?
Musiał zamrugać i przyjrzeć się
nieco mniej ukradkiem, by się upewnić. Miał więcej punktów od
Mari! Więc jednak odzywanie się na zajęciach nie było takim złym
pomysłem. Szczęśliwy podał kartę i indeks pani doktor; jego
pierwsza – i jedyna – piątka. Wyszedł z laboratorium z
uczuciem, że może jednak da sobie radę. Nie tylko na studiach.
Tak. Narkotyki wciąż siedziały w
jego głowie; każde kieszonkowe bądź inne pieniądze przepuszczał
na krótkich spotkaniach z Koujim. A gdyby tak wsypać go na policji?
Wtedy nie miałby dostępu do heroiny, bo nie znał innego dilera.
Wszystko przekalkulował, wchodząc po schodach; mało mu się to
opłacało. Znając ten świat, zapłaciłby własną głową. A on
swoją głowę dość lubił.
-Nie, to nie wchodzi w grę. -
wymruczał do siebie, przyciskając kąciki oczu. Zamiast na wykład
z fizyki, skierował się do domu.
Gdy tylko wszedł do swojego pokoju
zauważył, że coś jest nie tak. Tym czymś była siostra, siedząca
na jego łóżku.
-Coś się stało? - spytał; była
blada.
-Ty bierzesz. - powiedziała bez
ogródek.
-Skąd ci to przyszło do głowy? -
spytał, śmiejąc się. Tak zawsze reagował, gdy ktoś spoglądał
w jego źrenice i to sugerował. Wykręcał się, że to wina
światła.
-Ty pewnie nie zauważyłeś, ale
zmieniłeś się. Stałeś się dziwnie spokojny, a zawsze należałeś
do nerwowych ludzi. Masz na wszystko wywalone, izolujesz się od nas,
na dodatek nie widziałam, żebyś ostatnio kupił sobie coś nowego,
a ty przecież ciągle latałeś po sklepach. No i kasa, którą ode
mnie pożyczasz. Na co ją przepuszczasz? Nie masz nowych ubrań ani
kosmetyków, ani niczego takiego.
-Grzebiesz mi w szafie?
Dziewczyna, jego zwyczajem, przycisnęła
kąciki oczu.
-Nie zaprzeczysz, że bierzesz, tylko
pytasz, czy grzebię ci w szafie? Pięknie, Kou. Yuu już wie?
-Przecież nie biorę!
Siostra wyrwała torbę z jego ręki i
wyrzuciła jej zawartość na łóżko. Wiedział, że wpadł; z
torby wysypały się nie tylko zeszyty, długopisy, portfel, indeks i
karta, ale też srebrna folia, w której zawsze był narkotyk.
Aha. No i strzykawka zawinięta w małą
reklamówkę. Już dawno przestał tylko wciągać. Gdy dziewczyna
zobaczyła to, miała ochotę się rozpłakać.
-I może to nie jest dowód twojej
narkomanii?
-No dobrze, jest. Nie mów nikomu.
Proszę. Zrobię co tylko zechcesz.
Wiedział, że jego siostra należy do
ludzi, którzy uwielbiają szantażować innych, więc spodziewał
się jakichś wygórowanych warunków milczenia.
-Nie powiem. Ale musisz powiedzieć o
tym Yuu, żeby ci pomógł. Nie chcę stracić brata. Nie chcę,
rozumiesz?
Kou kiwnął głową. Dziewczyna wyszła
z pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi. Zaczął analizować
jej słowa; aż tak się zmienił? Naprawdę tego nie zauważył, ale
w sumie nic dziwnego. Był niemal ciągle odurzony, pogrążony we
własnym świecie. Kochał tylko siebie. I Yuu.
Właśnie, Yuu. Nie mógł mu tego
dłużej robić. Nie mógł i nie chciał.
-Musimy porozmawiać. - powiedział
przez telefon fotografowi.
-Kou, chciałbym, ale jest koniec
semestru i muszę wkuwać tych wszystkich czołowych fotografów i
ich koncepcje. Obiecuję ci, że po następnym zaliczeniu znajdę
czas.
-Ale ty nie rozumiesz..
-Idę się uczyć. I tobie też radzę.
- powiedział Yuu, po czym rozłączył się.
Shima spodziewał się, że każdy może
go zawieść. Mama, tata, siostra, koleżanki i koledzy ze studiów,
ale nie on. Zacisnął pięści; normalnie jakby życie uparło się
wpychać go w to bagno. Wciąż i wciąż przydarzały mu się
okazje, przez które musiał brać.
Tak było i tym razem.
-Mamo, pożyczysz mi cztery tysiące
jenów? - spytał, wchodząc do kuchni.
-A dlaczego szepczesz? - kobieta
uśmiechnęła się, po czym sięgnęła po portfel. - Chwileczkę,
nie dostałeś czasem kieszonkowego w zeszłym tygodniu?
-Tak, ale bluza mi się rozwaliła i
potrzebuję na nową. - skłamał. Właściwie ostatnio ciągle to
robił; przeraziła go łatwość, z jaką wymyślał różne
kłamstwa na poczekaniu. - Ta z napisem..
-Wiem, która. Twoja ulubiona. Dobrze,
idź i kup sobie nową.
Kou uśmiechnął się w podziękowaniu,
schował pieniądze i szybko ubrał się, by móc wyjść do klubu,
gdzie zawsze był Kouji.
Mimo uśmiechu na twarzy w środku był
z siebie niezadowolony, że znowu ulega złym emocjom. Powinien iść
odreagować na siłownię, by zadbać trochę o własne ciało.
Właśnie, ciało; przedtem był chudy, ale w ciągu tego miesiąca
schudł prawie sześć kilo. Tak naprawdę to potrzebował na nowe
ubrania, bo tamte były na niego luźne; ale narkotyki były dla
niego ważniejsze. Ubrania można przerobić na mniejsze. Przecież w
internecie jest wszystko.
Gdy wszedł do klubu, wyszukał
wzrokiem znajomą wychudzoną sylwetkę. Przyjrzał się dilerowi z
daleka; był nie tylko chudy, ale i zapadła mu się twarz, przez co
oczy wyglądały na większe. Dopiero po dłuższej chwili podszedł
do niego.
-Masz coś dla mnie?
-Przykro mi, nie. Poza tym cena wzrosła
do dwunastu tysięcy.
-Co?! Jeszcze przedwczoraj chciałeś
osiem!
-Takie są prawa rynku. Ale wiem, kto
ci sprzeda działkę nie za pieniądze.
-A za co?
Kouji uśmiechnął się
niebezpiecznie; wtedy Shima dowiedział się, jak wygląda czaszka,
która się uśmiecha. Przerażający widok.
-Za cenę twojej dupy.