No dobrze. Pewnie osoby, które w jakiś sposób natykają się na tego bloga zauważyły, że od jakiegoś czasu nic się na nim nie pojawia. Na pewno jasne jest, że zawiesiłam coś, z czego początkowo byłam taka dumna. Muszę z przykrością napisać, że najprawdopodobniej zwyczajnie się wypaliłam, pozbawiona motywacji i jakiejkolwiek chęci. Każdy, kto cokolwiek pisze - nieważne, czy to kolejna w cyklu książka, czy opowiadania w internecie - chce wiedzieć, że robi to po coś. Dla kogoś. I chociaż cieszę się z każdego wejścia, choćby przypadkowego, to nie mogę powiedzieć, że ten blog jest czymś, co mnie satysfakcjonuje. Jeszcze się zastanowię, czy nie usunąć bloga całkowicie; na 90% tego nie zrobię z czystego sentymentu, ale kto wie, kiedy te pozostałe 10% uderzy mi do głowy.
Kończąc, chciałabym, żeby prowadzenie tego bloga przynosiło mi taką radość, jak na samym początku. Póki co, poświęcę się street teamowi the GazettE, którego zaniedbałam i zrzuciłam na ramiona koleżanki. Niedługo forum ma "odżyć", więc gdy tylko stanie na nogi, na pewno napiszę tu o tym.
Tymczasem!
środa, 27 sierpnia 2014
piątek, 13 czerwca 2014
Pure beauty 9.
Witajcie! Minęło sporo czasu odkąd cokolwiek tu dodałam.. Przepraszam. Wykręcę się studiami i szpitalem, w którym zmarnowałam prawie trzy tygodnie życia.
Nie dam żadnego nowego opowiadania. Jakoś przywiązałam się do Pure beauty.. Musicie mi to wybaczyć.
Nie dam żadnego nowego opowiadania. Jakoś przywiązałam się do Pure beauty.. Musicie mi to wybaczyć.
Kou nie wiedział, czy się
przesłyszał, czy Kouji naprawdę proponuje mu wykonanie
najstarszego zawodu świata. On miałby się puszczać? Było to dla
niego zawsze abstrakcją; mawiał sobie, że prędzej skończy z
braniem narkotyków, niż da się dotknąć obcemu mężczyźnie. A
jednak teraz się zawahał. Diler po raz kolejny postanowił
wykorzystać to, że Shima nie jest pewien, co właśnie powinien
zrobić.
-Spokojnie, ten facet nie jest żadnym
zboczeńcem. Nie skatuje cię aż tak.
-Aż tak?!
Kouji zaśmiał się.
-O nic się nie martw. Chodź, idziemy.
- mówiąc to, pociągnął oporne ciało Kou i wyprowadził go z
klubu.
Gdy szli, Takashima nawet nie myślał
o tym, że zamierza zdradzić swojego chłopaka. Zaczął za to
myśleć, co zrobić, by tę zdradę ukryć.
Po kilkunastu minutach weszli do
wysokiego apartamentowca w Roppongi.
-Super, będę miał niedaleko do domu.
- mruknął Shima; w końcu mieszkał blisko tej dzielnicy, ba, nawet
mijali po drodze blok, w którym mieszkał z rodziną. Gdy znaleźli
się w windzie, diler przycisnął przycisk ze złotą piętnastką i
już po chwili wjeżdżali na odpowiednie piętro.
-Mieszkanie dwieście dwadzieścia.
-Co?
-Powodzenia.
Mówiąc to, Kouji wypchnął go z
windy i pospiesznie nacisnął zero. Shima nie zdążył zareagować,
bo drzwi się zamknęły. Rozejrzał się nieco desperacko po
otoczeniu; korytarz w prawo i w lewo. Mógł się tego spodziewać.
Najpierw ruszył w prawo, co było dobrą decyzją. Przeszedł kilka
metrów i stanął pod drzwiami mieszkania dwieście dwadzieścia.
Nie myślał już o Yuu, chociaż ile razy to robił, podkreślał,
jak bardzo go kocha. Najwidoczniej narkotyki kochał bardziej.
Zapukał do drzwi, cicho, żeby w razie
czego stwierdzić, że nikogo nie ma w domu i zmyć się jak
najszybciej. Jednak szczęście mu nie dopisało; otworzył mu
mężczyzna w średnim wieku, który na widok Kou uśmiechnął się
niebezpiecznie. „Na litość boską, gdzie ja jestem?”, pomyślał
Shima, wchodząc do środka bez śladu uśmiechu na twarzy.
-Kouji cię przysłał? - spytał
mężczyzna, stojąc w przedpokoju, chociaż Kou nie zamierzał
ściągać butów.
-Tak.
-Ładniutki jesteś. Zadbany, chudy..
On wie, jakich lubię najbardziej.
W tym momencie rudowłosy poczuł, że
zaczyna go mdlić. Uświadomił sobie, że przecież nigdy nie szedł
z żadnym mężczyzną do łóżka, mimo że był zadeklarowanym
gejem. Zaczął się zwyczajnie bać. Bać, że jeśli się spodoba,
to facet zacznie go prześladować i normalnie padnie ofiarą
stalkingu. Zadrżał, gdy właściciel mieszkania pogłaskał go po
policzku. W tym momencie Kou zaczął tęsknić za Yuu i jego
delikatnym dotykiem, a raczej za nim całym. Chciał, żeby
czarnowłosy jakimś sposobem znalazł go, wyciągnął z tego
mieszkania, nakrzyczał, może nawet uderzył żeby się opamiętał
i zabrał jak najdalej stąd.
Ale było to niemożliwe. Niestety.
-Chodź. - wymruczał mężczyzna,
prowadząc go, jak mniemał, do swojej sypialni. - Płacę w herze,
więc oszczędzisz sobie biegania i załatwiania, tym bardziej, że
ostatnio u Koujiego ciężko z w miarę tanim i dobrym jakościowo
towarem.
Shima poczuł, że krążenie odchodzi
z jego dłoni; stały się jeszcze zimniejsze niż zwykle. Czuł, że
to nie jego dłonie. Że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Że
nie powinien należeć do tego świata. Że jego miejsce jest przy
Shiroyamie, że.. Nagle usłyszał swój własny głos.
-Najpierw towar. - powiedział zimnym
tonem, według dobrze znanej zasady. To on powinien dyktować
warunki. Mężczyzna zmierzył go uważnie wzrokiem, lecz uśmiechnął
się.
-Widzę że wiesz, czego chcesz. Podoba
mi się to. - powiedział, po czym sięgnął do szuflady i wyciągnął
trzy opakowania ze staniolu. - Zwykle daję jedną działkę; ale tak
mi się spodobałeś, że dostaniesz trzy. Zobaczymy, czy będziesz
tego wart..
Kou wyczuł moment. Gdy jego towarzysz
zaczął się rozbierać, schował trzy działki do kieszeni i puścił
się biegiem do wyjścia. Przesunął szybko zamek i uciekł;
wiedział, że nie będzie biegł za nim, bo przecież nie wybiegnie
na klatkę w samej bieliźnie. Postanowił nie jechać windą, żeby
nie mógł go zaskoczyć na jakimś piętrze; zbiegł z piętnastego
piętra schodami, po czym wypadł z klatki prosto na podwórko.
Padało.
Kiedy wszedł do mieszkania, ściągnął
szybko buty i kurtkę, po czym schronił się w swoim pokoju.
Opanowanie oddechu i przyspieszonego pulsu nie było zbyt proste; nie
dochodził do niego fakt, że właśnie uciekł swojemu potencjalnemu
klientowi. Kouji go zabije. To więcej, niż pewne.
-Jaką kupiłeś bluzę? - spytała
mama, wchodząc do jego pokoju.
-Bluzę? Ach.. Nic mi się nie
spodobało, więc pójdę znowu za tydzień, może zmienią kolekcję.
Kobieta kiwnęła głową i wyszła z
jego pokoju. Rzucił się na łóżko, zamykając oczy; a chciał być
tylko zwyczajnym studentem. Nie spodziewał się, że wpakuje się w
to wszystko. Spróbował ponownie zadzwonić do Yuu; nie odebrał.
Poczekał, aż wszyscy pójdą spać,
po czym zamknął się w łazience z całym sprzętem. Strzykawka,
kwasek, łyżeczka, zapalniczka – to wszystko było mu potrzebne.
No i narkotyk. Wysypał jedną działkę na łyżeczkę, dolał do
niej roztwór z kwasku by wszystko się rozpuściło, po czym
wszystko wciągnął do strzykawki. Na szczęście miał widoczne
żyły, więc nie musiał obwiązywać ramienia. Po prostu wkuł się
i powoli wcisnął tłoczek. Kilka sekund później urwał mu się
film i osunął się po ścianie prosto na zimne kafelki.
Przebudził się dopiero rano, lecz nie
mógł się ruszyć. Nie wiedział, co było w tej heroinie, że tak
dziwnie go trzepnęła; czuł się kompletnie sparaliżowany.
Najgorsze było to tłuczenie, które rozległo się w jego głowie;
dotarło do niego, że ktoś puka do drzwi.
-Kto tam jest? - spytał się
dziewczęcy głos; to jego siostra. Ona o wszystkim wiedziała.
Powoli zmienił pozycję na taką, by móc się doczołgać do drzwi.
W międzyczasie wyciągnął strzykawkę ze zgięcia łokcia i
schował ją między szamponami. Gdy dotarł do drzwi, uniósł się
z wielkim wysiłkiem i przekręcił zamek tak, by dziewczyna mogła
wejść do środka. Potem opadł na podłogę.
-Kou? - szepnęła, gdy zobaczyła
brata leżącego na kafelkach. Weszła do łazienki, zamknęła z
powrotem drzwi i kucnęła przy nim.
-Zemdlałem. - wymamrotał, chociaż
czuł, że siostra całkiem go przejrzała. Widział to w jej
zrozpaczonych oczach; po prostu była bezradna i wcale się jej nie
dziwił. Sam by nie wiedział jak ma postąpić na jej miejscu.
Pomogła mu wstać i bezszelestnie przeszli do pokoju Kou.
-Powiedziałeś Yuu? - spytała.
-Nie odebrał ode mnie telefonu.
-Ale ode mnie odbierze. - powiedziała
stanowczo, po czym wzięła komórkę brata i spisała numer Yuu.
Przepisała go do swojego telefonu i już po chwili dzwoniła do
czarnowłosego. - Yuu? Tu siostra Kou. Ani mi się waż odkładać
słuchawkę! Mój brat ma spory.. Problem. Uzależnił się.
Shima nie mógł tego słuchać. Leżał
na łóżku, toteż zasłonił uszy poduszką i zacisnął powieki.
Po kilku minutach poczuł, jak siostra klepie go w ramię.
-Zaraz tu będzie.
Rudowłosy czuł się dziwnie pusty,
gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć jego siostra,
której podziękował skinieniem głowy, gdy tylko wprowadziła Yuu
do jego pokoju. Czarnowłosy wyglądał, jakby ktoś dał mu w twarz;
nieświadomość tego, co działo się z jego własnym chłopakiem
zabolała go. Nawet bardzo.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? -
spytał, siadając na miękkim materacu łóżka.
-Bo nie chciałeś ze mną rozmawiać.
Dla ciebie studia są ważniejsze, niż ja.
-A dla ciebie widocznie narkotyki są
ważniejsze ode mnie.
-Nie odwracaj kota ogonem! Wiesz, w co
prawie wpakował mnie diler, u którego kupowałem? Nie wiesz. Bo cię
przy mnie nie było. Przez ostatnie tygodnie byłem zdany na siebie i
na niego, czy mi sprzeda coś czy nie, czy zaprowadzi mnie do
jakiegoś mężczyzny, czy..
-Słucham?! Byłeś w łóżku z jakimś
obcym facetem?
-Wysłuchasz mnie do końca? Nie byłem.
Dał mi co chciałem i uciekłem. Nie umiałbym się oddać komuś,
kogo nie kocham. A kocham tylko ciebie. - dodał cicho, czując, że
zaraz się rozpłacze.
Dopiero teraz Yuu przyjrzał się
Takashimie. Uniósł jego koszulkę; mógł policzyć wszystkie
żebra, kości biodrowe alarmująco wystawały, a twarz poszarzała i
zapadła się.
-Gdzie się podziała moja pięknota? -
spytał czarnowłosy, po czym uniósł dłoń i pogłaskał go po
twarzy.
-Chyba umarła. - przyznał Kou,
spoglądając w ciemne oczy swojego partnera. - A przynajmniej tak
się czuje.
-Kiedy masz pierwszy egzamin?
-Za dwa tygodnie.
-Musisz przestać. Robimy odwyk.
-My?
-Chyba nie myślałeś, że zostawię
cię z tym samego?
-To świetna okazja, bo czuję, że
łapie mnie głód. Jest tylko jeden mały haczyk. Moi rodzice nie
mogą się o niczym dowiedzieć.
Kou miał wrażenie, że Yuu czuje się
winny. Winny tego, że przeoczył coś ważnego. Poczuł, że może
się podnieść, więc usiadł i przysunął się do czarnowłosego.
-Dziękuję. - wymamrotał, po czym
objął go drżącymi ramionami. Położył głowę na jego ramieniu
i znowu poczuł się tak spokojny, jak nigdy w życiu. Shiroyama
uśmiechnął się, choć tak naprawdę czuł się paskudnie; zdał
sobie sprawę z tego, dlaczego źrenice Kou były tak małe, kiedy
się w nie ostatnio wpatrywał.
-Ile będziesz u Yuu?
-Nie mam pojęcia. Tyle, ile będzie
tego.. Wymagała sytuacja. - powiedział Kou, po czym zarzucił na
siebie kurtkę i wyszedł u boku czarnowłosego z mieszkania. Siostra
stała przy drzwiach dopóki nie zniknęli na schodach. Dopiero teraz
Shima poczuł, jak bardzo jej na nim zależało.
-Powiedz mi.. Ile to trwa? - spytał
Yuu po drodze do mieszkania, które zajmował z rodziną.
-Jakieś dwa miesiące.
-Ach.. To może nie będzie tak ciężko.
Przygotuj się na skurcze mięśni, żołądka, i.. Właśnie,
przydałoby się coś na uspokojenie. Poproszę mamę, jej
przyjaciółka jest lekarką. Może coś ci przepisze.
-Skąd wiesz, jak to wszystko
przebiega?
-Dużo modelek bierze kokainę albo
heroinę. Zazwyczaj to pierwsze, żeby się lepiej czuć. Ale
niektóre biorą drugą opcję. - mruknął Yuu, po czym wyciągnął
klucze i otworzył mieszkanie. Na jego ramieniu gościła torba z
rzeczami Kou, którą od razu zaniósł do swojego pokoju. Shima
poszedł za nim; w kieszeni jego spodni wciąż gościły dwie
działki z wczorajszego dnia.
niedziela, 26 stycznia 2014
Pure Beauty 8.
Witajcie! Strasznie przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam mnóstwo roboty; do dzisiaj śni mi się krzywa Gaussa robiona w excelu i sprawozdanie na 60 stron, do którego była potrzebna. Wrzucam coś na szybko, ponieważ zaraz zaczyna się sesja, a ja ledwo zaczęłam się uczyć..
Siedział przy Yuu jeszcze kwadrans,
zanim ten się obudził. Gdy tylko to nastąpiło, uśmiechnął się
i przytulił mało rozumiejącego co się wokół niego dzieje
chłopaka.
-Dzień dobry. - mruknął, pocierając
nosem o jego ramię. Czarnowłosy uśmiechnął się półprzytomnie,
obejmując Shimę ramionami.
-Jak tam głowa?
-Znacznie lepiej, dziękuję.
Kou wyplątał się z jego objęć, by
wstać z materaca. Obserwował, jak Shiroyama podnosi się z łóżka;
zmierzył wzrokiem szczupłą figurę chłopaka, zahaczając o każdy
mięsień. Tak, stanowczo był lepiej umięśniony od niego samego,
który swoją posturą bardziej przypominał zapałkę. No cóż.
-Masz ocet? - spytał Shima,
wygładzając koszulkę na swoim płaskim brzuchu.
-Po co ci ocet?
-Spróbuję, jak smakuje.
Yuu pokręcił głową, chcąc odwieźć
go od tego pomysłu. Na nic; jak Kou się na coś uparł, to na amen.
Poszli oboje do kuchni, gdzie czarnowłosy wyciągnął z szafki
butelkę octu jabłkowego. Podał ją Shimie, razem ze szklanką
wody. Gdy rudowłosy pociągnął łyk, niemal od razu się
zakrztusił.
-I co, nadal chce ci się praktykować
te wszystkie przyzwyczajenia modelek? - spytał Yuu, marszcząc nieco
brwi; wiedział doskonale, że ocet jest paskudny w smaku. Sam
próbował.
-Jeśli to ma mi pomóc utrzymać
sylwetkę..
-Oszalałeś. Nie warto się tak
męczyć.
„Nie tylko to jest niewarte męki”,
pomyślał Kou, lecz nie powiedział tego na głos. Tak jak
postanowił, swój narkotykowy problem chwilowo przemilczy.
Minął miesiąc, więc przyszedł czas
na wpisy do indeksu z przedmiotu, które wymagały zaliczenia na
ocenę. Wchodząc do laboratorium chemicznego uświadomił sobie, że
nie wie, co ma na koniec.
-Czy każdy zna swoją ocenę? -
spytała prowadząca, zdając się czytać w myślach Shimy.
Przytaknął, bo co miał zrobić? Gdy powiedziała jego nazwisko,
podszedł do niej z indeksem i kartą zaliczeniową. „Dobry. Nie
jest źle”, pomyślał z uśmiechem, po czym wrócił na miejsce.
Oczywiście Mari musiała dostać piątkę na koniec, ale wcale go to
nie zirytowało; zasłużyła sobie.
-Ej, Mari, jesteś pewna, że to jest
dobrze ułożone? - spytał na następnych zajęciach, gdy dokańczali
układanie kariogramu. Gubił się w grupach, w homologach i poważnie
bał się o efekt końcowy.
-Nie. - odparła dziewczyna, marszcząc
brwi. Układali chromosomy w pary już przez drugie zajęcia, a
należało dodać, że od tego zależała ich ocena końcowa i ilość
punktów. Dzień wcześniej pisali jeszcze z Atsuko sprawozdanie,
które nie wiedzieli, jak ma być skonstruowane. Studiowanie to
jednak ciężki chleb.
-Popatrz, to do siebie nie pasuje.
-Kou, zamknij się. Nic innego nie
pasuje.
-Dobra, niech zostanie tak, jak jest.
Najwyżej dostaniemy kariogramem w twarz. - zażartował chłopak,
lecz wcale nie było mu do śmiechu. Chciał mieć piątkę z
biologii komórki, bo na tym przedmiocie zależało mu najbardziej.
-Przyklejaj to.
-Dlaczego czarna robota zawsze spada na
mnie? - spytał z pretensją; czy to dlatego, że był mężczyzną?
One były kobietami. Chciały równouprawnienia, to niech teraz kleją
te chromosomy. Westchnął w końcu i zaczął kleić; w razie czego
pretensje będą mogły mieć same do siebie. Klejenie było
uciążliwe, nie zawsze potrafił dostrzec centromery, więc był
zdany na łaskę losu i jakiejś siły wyższej, która mówiła „tu
jest centromer, przyklej go na linii”. Naprawdę okropna robota.
Palce miał całe poklejone; jedyną satysfakcją było to, że
przypomniał sobie, iż za jego sesję Yuu dostał piątkę na
zaliczeniu; ale nie mógł powiedzieć koleżankom z grupy
„Słuchajcie, mam wyjebane, mój chłopak dostał pięć za moją
piękną twarz, więc możecie mi naskoczyć”. Tak naprawdę lubił
je, więc choć z początku chciał się wymigać od poklejonych
palców, to tak naprawdę nie było to większym problemem. Tylko ta
odpowiedzialność, której chciał uniknąć. Znowu ona. Miał z nią
spory problem; nie potrafił wziąć odpowiedzialności za siebie
samego, a co dopiero za kogoś albo za wspólną pracę.
No tak. Przecież był w ciągu. To
wystarczająco dowodziło braku jego odpowiedzialności.
-Skończyliście? - spytała pani
doktor, zaglądając im przez ramię.
-Właściwie to.. A niech będzie. -
mruknęła Mari, po czym podstawiła kariogram prowadzącej pod nos.
Pani usiadła, po czym zaczęła się przyglądać i porównywać
chromosomy ze wzorcem.
-Ten jest dobrze, ale ten powinien być
zamieniony z tym. Ale nie szkodzi, wciąż są w jednej grupie, więc
to nie jest błąd. To dobrze, to dobrze.. Ten powinien być tu, ten
tu, a ten tam.
-Ale nie jest to błąd?
-Nie. Oo, ale to już tak. Ten nie jest
homologiem tego.
W sumie mieli trzy błędy, czyli w
granicach dopuszczalnego błędu. Dostali punkt i zaraz prowadząca
zawołała Kou i Mari do siebie. Mari usiadła na krzesełku z
indeksem i kartą wpisu; dostała bardzo dobry. Takashima zerknął
ukradkiem na kartę obecności i punktów; ponad 13 punktów. Bardzo
dobry.
Chwila, on? Bardzo dobry?
Musiał zamrugać i przyjrzeć się
nieco mniej ukradkiem, by się upewnić. Miał więcej punktów od
Mari! Więc jednak odzywanie się na zajęciach nie było takim złym
pomysłem. Szczęśliwy podał kartę i indeks pani doktor; jego
pierwsza – i jedyna – piątka. Wyszedł z laboratorium z
uczuciem, że może jednak da sobie radę. Nie tylko na studiach.
Tak. Narkotyki wciąż siedziały w
jego głowie; każde kieszonkowe bądź inne pieniądze przepuszczał
na krótkich spotkaniach z Koujim. A gdyby tak wsypać go na policji?
Wtedy nie miałby dostępu do heroiny, bo nie znał innego dilera.
Wszystko przekalkulował, wchodząc po schodach; mało mu się to
opłacało. Znając ten świat, zapłaciłby własną głową. A on
swoją głowę dość lubił.
-Nie, to nie wchodzi w grę. -
wymruczał do siebie, przyciskając kąciki oczu. Zamiast na wykład
z fizyki, skierował się do domu.
Gdy tylko wszedł do swojego pokoju
zauważył, że coś jest nie tak. Tym czymś była siostra, siedząca
na jego łóżku.
-Coś się stało? - spytał; była
blada.
-Ty bierzesz. - powiedziała bez
ogródek.
-Skąd ci to przyszło do głowy? -
spytał, śmiejąc się. Tak zawsze reagował, gdy ktoś spoglądał
w jego źrenice i to sugerował. Wykręcał się, że to wina
światła.
-Ty pewnie nie zauważyłeś, ale
zmieniłeś się. Stałeś się dziwnie spokojny, a zawsze należałeś
do nerwowych ludzi. Masz na wszystko wywalone, izolujesz się od nas,
na dodatek nie widziałam, żebyś ostatnio kupił sobie coś nowego,
a ty przecież ciągle latałeś po sklepach. No i kasa, którą ode
mnie pożyczasz. Na co ją przepuszczasz? Nie masz nowych ubrań ani
kosmetyków, ani niczego takiego.
-Grzebiesz mi w szafie?
Dziewczyna, jego zwyczajem, przycisnęła
kąciki oczu.
-Nie zaprzeczysz, że bierzesz, tylko
pytasz, czy grzebię ci w szafie? Pięknie, Kou. Yuu już wie?
-Przecież nie biorę!
Siostra wyrwała torbę z jego ręki i
wyrzuciła jej zawartość na łóżko. Wiedział, że wpadł; z
torby wysypały się nie tylko zeszyty, długopisy, portfel, indeks i
karta, ale też srebrna folia, w której zawsze był narkotyk.
Aha. No i strzykawka zawinięta w małą
reklamówkę. Już dawno przestał tylko wciągać. Gdy dziewczyna
zobaczyła to, miała ochotę się rozpłakać.
-I może to nie jest dowód twojej
narkomanii?
-No dobrze, jest. Nie mów nikomu.
Proszę. Zrobię co tylko zechcesz.
Wiedział, że jego siostra należy do
ludzi, którzy uwielbiają szantażować innych, więc spodziewał
się jakichś wygórowanych warunków milczenia.
-Nie powiem. Ale musisz powiedzieć o
tym Yuu, żeby ci pomógł. Nie chcę stracić brata. Nie chcę,
rozumiesz?
Kou kiwnął głową. Dziewczyna wyszła
z pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi. Zaczął analizować
jej słowa; aż tak się zmienił? Naprawdę tego nie zauważył, ale
w sumie nic dziwnego. Był niemal ciągle odurzony, pogrążony we
własnym świecie. Kochał tylko siebie. I Yuu.
Właśnie, Yuu. Nie mógł mu tego
dłużej robić. Nie mógł i nie chciał.
-Musimy porozmawiać. - powiedział
przez telefon fotografowi.
-Kou, chciałbym, ale jest koniec
semestru i muszę wkuwać tych wszystkich czołowych fotografów i
ich koncepcje. Obiecuję ci, że po następnym zaliczeniu znajdę
czas.
-Ale ty nie rozumiesz..
-Idę się uczyć. I tobie też radzę.
- powiedział Yuu, po czym rozłączył się.
Shima spodziewał się, że każdy może
go zawieść. Mama, tata, siostra, koleżanki i koledzy ze studiów,
ale nie on. Zacisnął pięści; normalnie jakby życie uparło się
wpychać go w to bagno. Wciąż i wciąż przydarzały mu się
okazje, przez które musiał brać.
Tak było i tym razem.
-Mamo, pożyczysz mi cztery tysiące
jenów? - spytał, wchodząc do kuchni.
-A dlaczego szepczesz? - kobieta
uśmiechnęła się, po czym sięgnęła po portfel. - Chwileczkę,
nie dostałeś czasem kieszonkowego w zeszłym tygodniu?
-Tak, ale bluza mi się rozwaliła i
potrzebuję na nową. - skłamał. Właściwie ostatnio ciągle to
robił; przeraziła go łatwość, z jaką wymyślał różne
kłamstwa na poczekaniu. - Ta z napisem..
-Wiem, która. Twoja ulubiona. Dobrze,
idź i kup sobie nową.
Kou uśmiechnął się w podziękowaniu,
schował pieniądze i szybko ubrał się, by móc wyjść do klubu,
gdzie zawsze był Kouji.
Mimo uśmiechu na twarzy w środku był
z siebie niezadowolony, że znowu ulega złym emocjom. Powinien iść
odreagować na siłownię, by zadbać trochę o własne ciało.
Właśnie, ciało; przedtem był chudy, ale w ciągu tego miesiąca
schudł prawie sześć kilo. Tak naprawdę to potrzebował na nowe
ubrania, bo tamte były na niego luźne; ale narkotyki były dla
niego ważniejsze. Ubrania można przerobić na mniejsze. Przecież w
internecie jest wszystko.
Gdy wszedł do klubu, wyszukał
wzrokiem znajomą wychudzoną sylwetkę. Przyjrzał się dilerowi z
daleka; był nie tylko chudy, ale i zapadła mu się twarz, przez co
oczy wyglądały na większe. Dopiero po dłuższej chwili podszedł
do niego.
-Masz coś dla mnie?
-Przykro mi, nie. Poza tym cena wzrosła
do dwunastu tysięcy.
-Co?! Jeszcze przedwczoraj chciałeś
osiem!
-Takie są prawa rynku. Ale wiem, kto
ci sprzeda działkę nie za pieniądze.
-A za co?
Kouji uśmiechnął się
niebezpiecznie; wtedy Shima dowiedział się, jak wygląda czaszka,
która się uśmiecha. Przerażający widok.
-Za cenę twojej dupy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)