środa, 27 sierpnia 2014

Kilka słów wyjaśnień.

No dobrze. Pewnie osoby, które w jakiś sposób natykają się na tego bloga zauważyły, że od jakiegoś czasu nic się na nim nie pojawia. Na pewno jasne jest, że zawiesiłam coś, z czego początkowo byłam taka dumna. Muszę z przykrością napisać, że najprawdopodobniej zwyczajnie się wypaliłam, pozbawiona motywacji i jakiejkolwiek chęci. Każdy, kto cokolwiek pisze - nieważne, czy to kolejna w cyklu książka, czy opowiadania w internecie - chce wiedzieć, że robi to po coś. Dla kogoś. I chociaż cieszę się z każdego wejścia, choćby przypadkowego, to nie mogę powiedzieć, że ten blog jest czymś, co mnie satysfakcjonuje. Jeszcze się zastanowię, czy nie usunąć bloga całkowicie; na 90% tego nie zrobię z czystego sentymentu, ale kto wie, kiedy te pozostałe 10% uderzy mi do głowy. 


Kończąc, chciałabym, żeby prowadzenie tego bloga przynosiło mi taką radość, jak na samym początku. Póki co, poświęcę się street teamowi the GazettE, którego zaniedbałam i zrzuciłam na ramiona koleżanki. Niedługo forum ma "odżyć", więc gdy tylko stanie na nogi, na pewno napiszę tu o tym. 

Tymczasem!

piątek, 13 czerwca 2014

Pure beauty 9.

Witajcie! Minęło sporo czasu odkąd cokolwiek tu dodałam.. Przepraszam. Wykręcę się studiami i szpitalem, w którym zmarnowałam prawie trzy tygodnie życia. 
Nie dam żadnego nowego opowiadania. Jakoś przywiązałam się do Pure beauty.. Musicie mi to wybaczyć.


Kou nie wiedział, czy się przesłyszał, czy Kouji naprawdę proponuje mu wykonanie najstarszego zawodu świata. On miałby się puszczać? Było to dla niego zawsze abstrakcją; mawiał sobie, że prędzej skończy z braniem narkotyków, niż da się dotknąć obcemu mężczyźnie. A jednak teraz się zawahał. Diler po raz kolejny postanowił wykorzystać to, że Shima nie jest pewien, co właśnie powinien zrobić.
-Spokojnie, ten facet nie jest żadnym zboczeńcem. Nie skatuje cię aż tak.
-Aż tak?!
Kouji zaśmiał się.
-O nic się nie martw. Chodź, idziemy. - mówiąc to, pociągnął oporne ciało Kou i wyprowadził go z klubu.
Gdy szli, Takashima nawet nie myślał o tym, że zamierza zdradzić swojego chłopaka. Zaczął za to myśleć, co zrobić, by tę zdradę ukryć.


Po kilkunastu minutach weszli do wysokiego apartamentowca w Roppongi.
-Super, będę miał niedaleko do domu. - mruknął Shima; w końcu mieszkał blisko tej dzielnicy, ba, nawet mijali po drodze blok, w którym mieszkał z rodziną. Gdy znaleźli się w windzie, diler przycisnął przycisk ze złotą piętnastką i już po chwili wjeżdżali na odpowiednie piętro.
-Mieszkanie dwieście dwadzieścia.
-Co?
-Powodzenia.
Mówiąc to, Kouji wypchnął go z windy i pospiesznie nacisnął zero. Shima nie zdążył zareagować, bo drzwi się zamknęły. Rozejrzał się nieco desperacko po otoczeniu; korytarz w prawo i w lewo. Mógł się tego spodziewać. Najpierw ruszył w prawo, co było dobrą decyzją. Przeszedł kilka metrów i stanął pod drzwiami mieszkania dwieście dwadzieścia. Nie myślał już o Yuu, chociaż ile razy to robił, podkreślał, jak bardzo go kocha. Najwidoczniej narkotyki kochał bardziej.
Zapukał do drzwi, cicho, żeby w razie czego stwierdzić, że nikogo nie ma w domu i zmyć się jak najszybciej. Jednak szczęście mu nie dopisało; otworzył mu mężczyzna w średnim wieku, który na widok Kou uśmiechnął się niebezpiecznie. „Na litość boską, gdzie ja jestem?”, pomyślał Shima, wchodząc do środka bez śladu uśmiechu na twarzy.
-Kouji cię przysłał? - spytał mężczyzna, stojąc w przedpokoju, chociaż Kou nie zamierzał ściągać butów.
-Tak.
-Ładniutki jesteś. Zadbany, chudy.. On wie, jakich lubię najbardziej.
W tym momencie rudowłosy poczuł, że zaczyna go mdlić. Uświadomił sobie, że przecież nigdy nie szedł z żadnym mężczyzną do łóżka, mimo że był zadeklarowanym gejem. Zaczął się zwyczajnie bać. Bać, że jeśli się spodoba, to facet zacznie go prześladować i normalnie padnie ofiarą stalkingu. Zadrżał, gdy właściciel mieszkania pogłaskał go po policzku. W tym momencie Kou zaczął tęsknić za Yuu i jego delikatnym dotykiem, a raczej za nim całym. Chciał, żeby czarnowłosy jakimś sposobem znalazł go, wyciągnął z tego mieszkania, nakrzyczał, może nawet uderzył żeby się opamiętał i zabrał jak najdalej stąd.
Ale było to niemożliwe. Niestety.
-Chodź. - wymruczał mężczyzna, prowadząc go, jak mniemał, do swojej sypialni. - Płacę w herze, więc oszczędzisz sobie biegania i załatwiania, tym bardziej, że ostatnio u Koujiego ciężko z w miarę tanim i dobrym jakościowo towarem.
Shima poczuł, że krążenie odchodzi z jego dłoni; stały się jeszcze zimniejsze niż zwykle. Czuł, że to nie jego dłonie. Że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Że nie powinien należeć do tego świata. Że jego miejsce jest przy Shiroyamie, że.. Nagle usłyszał swój własny głos.
-Najpierw towar. - powiedział zimnym tonem, według dobrze znanej zasady. To on powinien dyktować warunki. Mężczyzna zmierzył go uważnie wzrokiem, lecz uśmiechnął się.
-Widzę że wiesz, czego chcesz. Podoba mi się to. - powiedział, po czym sięgnął do szuflady i wyciągnął trzy opakowania ze staniolu. - Zwykle daję jedną działkę; ale tak mi się spodobałeś, że dostaniesz trzy. Zobaczymy, czy będziesz tego wart..
Kou wyczuł moment. Gdy jego towarzysz zaczął się rozbierać, schował trzy działki do kieszeni i puścił się biegiem do wyjścia. Przesunął szybko zamek i uciekł; wiedział, że nie będzie biegł za nim, bo przecież nie wybiegnie na klatkę w samej bieliźnie. Postanowił nie jechać windą, żeby nie mógł go zaskoczyć na jakimś piętrze; zbiegł z piętnastego piętra schodami, po czym wypadł z klatki prosto na podwórko. Padało.


Kiedy wszedł do mieszkania, ściągnął szybko buty i kurtkę, po czym schronił się w swoim pokoju. Opanowanie oddechu i przyspieszonego pulsu nie było zbyt proste; nie dochodził do niego fakt, że właśnie uciekł swojemu potencjalnemu klientowi. Kouji go zabije. To więcej, niż pewne.
-Jaką kupiłeś bluzę? - spytała mama, wchodząc do jego pokoju.
-Bluzę? Ach.. Nic mi się nie spodobało, więc pójdę znowu za tydzień, może zmienią kolekcję.
Kobieta kiwnęła głową i wyszła z jego pokoju. Rzucił się na łóżko, zamykając oczy; a chciał być tylko zwyczajnym studentem. Nie spodziewał się, że wpakuje się w to wszystko. Spróbował ponownie zadzwonić do Yuu; nie odebrał.
Poczekał, aż wszyscy pójdą spać, po czym zamknął się w łazience z całym sprzętem. Strzykawka, kwasek, łyżeczka, zapalniczka – to wszystko było mu potrzebne. No i narkotyk. Wysypał jedną działkę na łyżeczkę, dolał do niej roztwór z kwasku by wszystko się rozpuściło, po czym wszystko wciągnął do strzykawki. Na szczęście miał widoczne żyły, więc nie musiał obwiązywać ramienia. Po prostu wkuł się i powoli wcisnął tłoczek. Kilka sekund później urwał mu się film i osunął się po ścianie prosto na zimne kafelki.
Przebudził się dopiero rano, lecz nie mógł się ruszyć. Nie wiedział, co było w tej heroinie, że tak dziwnie go trzepnęła; czuł się kompletnie sparaliżowany. Najgorsze było to tłuczenie, które rozległo się w jego głowie; dotarło do niego, że ktoś puka do drzwi.
-Kto tam jest? - spytał się dziewczęcy głos; to jego siostra. Ona o wszystkim wiedziała. Powoli zmienił pozycję na taką, by móc się doczołgać do drzwi. W międzyczasie wyciągnął strzykawkę ze zgięcia łokcia i schował ją między szamponami. Gdy dotarł do drzwi, uniósł się z wielkim wysiłkiem i przekręcił zamek tak, by dziewczyna mogła wejść do środka. Potem opadł na podłogę.
-Kou? - szepnęła, gdy zobaczyła brata leżącego na kafelkach. Weszła do łazienki, zamknęła z powrotem drzwi i kucnęła przy nim.
-Zemdlałem. - wymamrotał, chociaż czuł, że siostra całkiem go przejrzała. Widział to w jej zrozpaczonych oczach; po prostu była bezradna i wcale się jej nie dziwił. Sam by nie wiedział jak ma postąpić na jej miejscu. Pomogła mu wstać i bezszelestnie przeszli do pokoju Kou.
-Powiedziałeś Yuu? - spytała.
-Nie odebrał ode mnie telefonu.
-Ale ode mnie odbierze. - powiedziała stanowczo, po czym wzięła komórkę brata i spisała numer Yuu. Przepisała go do swojego telefonu i już po chwili dzwoniła do czarnowłosego. - Yuu? Tu siostra Kou. Ani mi się waż odkładać słuchawkę! Mój brat ma spory.. Problem. Uzależnił się.
Shima nie mógł tego słuchać. Leżał na łóżku, toteż zasłonił uszy poduszką i zacisnął powieki. Po kilku minutach poczuł, jak siostra klepie go w ramię.
-Zaraz tu będzie.


Rudowłosy czuł się dziwnie pusty, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć jego siostra, której podziękował skinieniem głowy, gdy tylko wprowadziła Yuu do jego pokoju. Czarnowłosy wyglądał, jakby ktoś dał mu w twarz; nieświadomość tego, co działo się z jego własnym chłopakiem zabolała go. Nawet bardzo.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - spytał, siadając na miękkim materacu łóżka.
-Bo nie chciałeś ze mną rozmawiać. Dla ciebie studia są ważniejsze, niż ja.
-A dla ciebie widocznie narkotyki są ważniejsze ode mnie.
-Nie odwracaj kota ogonem! Wiesz, w co prawie wpakował mnie diler, u którego kupowałem? Nie wiesz. Bo cię przy mnie nie było. Przez ostatnie tygodnie byłem zdany na siebie i na niego, czy mi sprzeda coś czy nie, czy zaprowadzi mnie do jakiegoś mężczyzny, czy..
-Słucham?! Byłeś w łóżku z jakimś obcym facetem?
-Wysłuchasz mnie do końca? Nie byłem. Dał mi co chciałem i uciekłem. Nie umiałbym się oddać komuś, kogo nie kocham. A kocham tylko ciebie. - dodał cicho, czując, że zaraz się rozpłacze.
Dopiero teraz Yuu przyjrzał się Takashimie. Uniósł jego koszulkę; mógł policzyć wszystkie żebra, kości biodrowe alarmująco wystawały, a twarz poszarzała i zapadła się.
-Gdzie się podziała moja pięknota? - spytał czarnowłosy, po czym uniósł dłoń i pogłaskał go po twarzy.
-Chyba umarła. - przyznał Kou, spoglądając w ciemne oczy swojego partnera. - A przynajmniej tak się czuje.
-Kiedy masz pierwszy egzamin?
-Za dwa tygodnie.
-Musisz przestać. Robimy odwyk.
-My?
-Chyba nie myślałeś, że zostawię cię z tym samego?
-To świetna okazja, bo czuję, że łapie mnie głód. Jest tylko jeden mały haczyk. Moi rodzice nie mogą się o niczym dowiedzieć.
Kou miał wrażenie, że Yuu czuje się winny. Winny tego, że przeoczył coś ważnego. Poczuł, że może się podnieść, więc usiadł i przysunął się do czarnowłosego.
-Dziękuję. - wymamrotał, po czym objął go drżącymi ramionami. Położył głowę na jego ramieniu i znowu poczuł się tak spokojny, jak nigdy w życiu. Shiroyama uśmiechnął się, choć tak naprawdę czuł się paskudnie; zdał sobie sprawę z tego, dlaczego źrenice Kou były tak małe, kiedy się w nie ostatnio wpatrywał.



-Ile będziesz u Yuu?
-Nie mam pojęcia. Tyle, ile będzie tego.. Wymagała sytuacja. - powiedział Kou, po czym zarzucił na siebie kurtkę i wyszedł u boku czarnowłosego z mieszkania. Siostra stała przy drzwiach dopóki nie zniknęli na schodach. Dopiero teraz Shima poczuł, jak bardzo jej na nim zależało.
-Powiedz mi.. Ile to trwa? - spytał Yuu po drodze do mieszkania, które zajmował z rodziną.
-Jakieś dwa miesiące.
-Ach.. To może nie będzie tak ciężko. Przygotuj się na skurcze mięśni, żołądka, i.. Właśnie, przydałoby się coś na uspokojenie. Poproszę mamę, jej przyjaciółka jest lekarką. Może coś ci przepisze.
-Skąd wiesz, jak to wszystko przebiega?
-Dużo modelek bierze kokainę albo heroinę. Zazwyczaj to pierwsze, żeby się lepiej czuć. Ale niektóre biorą drugą opcję. - mruknął Yuu, po czym wyciągnął klucze i otworzył mieszkanie. Na jego ramieniu gościła torba z rzeczami Kou, którą od razu zaniósł do swojego pokoju. Shima poszedł za nim; w kieszeni jego spodni wciąż gościły dwie działki z wczorajszego dnia.

niedziela, 26 stycznia 2014

Pure Beauty 8.

Witajcie! Strasznie przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam mnóstwo roboty; do dzisiaj śni mi się krzywa Gaussa robiona w excelu i sprawozdanie na 60 stron, do którego była potrzebna. Wrzucam coś na szybko, ponieważ zaraz zaczyna się sesja, a ja ledwo zaczęłam się uczyć..


Siedział przy Yuu jeszcze kwadrans, zanim ten się obudził. Gdy tylko to nastąpiło, uśmiechnął się i przytulił mało rozumiejącego co się wokół niego dzieje chłopaka.
-Dzień dobry. - mruknął, pocierając nosem o jego ramię. Czarnowłosy uśmiechnął się półprzytomnie, obejmując Shimę ramionami.
-Jak tam głowa?
-Znacznie lepiej, dziękuję.
Kou wyplątał się z jego objęć, by wstać z materaca. Obserwował, jak Shiroyama podnosi się z łóżka; zmierzył wzrokiem szczupłą figurę chłopaka, zahaczając o każdy mięsień. Tak, stanowczo był lepiej umięśniony od niego samego, który swoją posturą bardziej przypominał zapałkę. No cóż.
-Masz ocet? - spytał Shima, wygładzając koszulkę na swoim płaskim brzuchu.
-Po co ci ocet?
-Spróbuję, jak smakuje.
Yuu pokręcił głową, chcąc odwieźć go od tego pomysłu. Na nic; jak Kou się na coś uparł, to na amen. Poszli oboje do kuchni, gdzie czarnowłosy wyciągnął z szafki butelkę octu jabłkowego. Podał ją Shimie, razem ze szklanką wody. Gdy rudowłosy pociągnął łyk, niemal od razu się zakrztusił.
-I co, nadal chce ci się praktykować te wszystkie przyzwyczajenia modelek? - spytał Yuu, marszcząc nieco brwi; wiedział doskonale, że ocet jest paskudny w smaku. Sam próbował.
-Jeśli to ma mi pomóc utrzymać sylwetkę..
-Oszalałeś. Nie warto się tak męczyć.
„Nie tylko to jest niewarte męki”, pomyślał Kou, lecz nie powiedział tego na głos. Tak jak postanowił, swój narkotykowy problem chwilowo przemilczy.



Minął miesiąc, więc przyszedł czas na wpisy do indeksu z przedmiotu, które wymagały zaliczenia na ocenę. Wchodząc do laboratorium chemicznego uświadomił sobie, że nie wie, co ma na koniec.
-Czy każdy zna swoją ocenę? - spytała prowadząca, zdając się czytać w myślach Shimy. Przytaknął, bo co miał zrobić? Gdy powiedziała jego nazwisko, podszedł do niej z indeksem i kartą zaliczeniową. „Dobry. Nie jest źle”, pomyślał z uśmiechem, po czym wrócił na miejsce. Oczywiście Mari musiała dostać piątkę na koniec, ale wcale go to nie zirytowało; zasłużyła sobie.


-Ej, Mari, jesteś pewna, że to jest dobrze ułożone? - spytał na następnych zajęciach, gdy dokańczali układanie kariogramu. Gubił się w grupach, w homologach i poważnie bał się o efekt końcowy.
-Nie. - odparła dziewczyna, marszcząc brwi. Układali chromosomy w pary już przez drugie zajęcia, a należało dodać, że od tego zależała ich ocena końcowa i ilość punktów. Dzień wcześniej pisali jeszcze z Atsuko sprawozdanie, które nie wiedzieli, jak ma być skonstruowane. Studiowanie to jednak ciężki chleb.
-Popatrz, to do siebie nie pasuje.
-Kou, zamknij się. Nic innego nie pasuje.
-Dobra, niech zostanie tak, jak jest. Najwyżej dostaniemy kariogramem w twarz. - zażartował chłopak, lecz wcale nie było mu do śmiechu. Chciał mieć piątkę z biologii komórki, bo na tym przedmiocie zależało mu najbardziej.
-Przyklejaj to.
-Dlaczego czarna robota zawsze spada na mnie? - spytał z pretensją; czy to dlatego, że był mężczyzną? One były kobietami. Chciały równouprawnienia, to niech teraz kleją te chromosomy. Westchnął w końcu i zaczął kleić; w razie czego pretensje będą mogły mieć same do siebie. Klejenie było uciążliwe, nie zawsze potrafił dostrzec centromery, więc był zdany na łaskę losu i jakiejś siły wyższej, która mówiła „tu jest centromer, przyklej go na linii”. Naprawdę okropna robota. Palce miał całe poklejone; jedyną satysfakcją było to, że przypomniał sobie, iż za jego sesję Yuu dostał piątkę na zaliczeniu; ale nie mógł powiedzieć koleżankom z grupy „Słuchajcie, mam wyjebane, mój chłopak dostał pięć za moją piękną twarz, więc możecie mi naskoczyć”. Tak naprawdę lubił je, więc choć z początku chciał się wymigać od poklejonych palców, to tak naprawdę nie było to większym problemem. Tylko ta odpowiedzialność, której chciał uniknąć. Znowu ona. Miał z nią spory problem; nie potrafił wziąć odpowiedzialności za siebie samego, a co dopiero za kogoś albo za wspólną pracę.
No tak. Przecież był w ciągu. To wystarczająco dowodziło braku jego odpowiedzialności.
-Skończyliście? - spytała pani doktor, zaglądając im przez ramię.
-Właściwie to.. A niech będzie. - mruknęła Mari, po czym podstawiła kariogram prowadzącej pod nos. Pani usiadła, po czym zaczęła się przyglądać i porównywać chromosomy ze wzorcem.
-Ten jest dobrze, ale ten powinien być zamieniony z tym. Ale nie szkodzi, wciąż są w jednej grupie, więc to nie jest błąd. To dobrze, to dobrze.. Ten powinien być tu, ten tu, a ten tam.
-Ale nie jest to błąd?
-Nie. Oo, ale to już tak. Ten nie jest homologiem tego.
W sumie mieli trzy błędy, czyli w granicach dopuszczalnego błędu. Dostali punkt i zaraz prowadząca zawołała Kou i Mari do siebie. Mari usiadła na krzesełku z indeksem i kartą wpisu; dostała bardzo dobry. Takashima zerknął ukradkiem na kartę obecności i punktów; ponad 13 punktów. Bardzo dobry.
Chwila, on? Bardzo dobry?
Musiał zamrugać i przyjrzeć się nieco mniej ukradkiem, by się upewnić. Miał więcej punktów od Mari! Więc jednak odzywanie się na zajęciach nie było takim złym pomysłem. Szczęśliwy podał kartę i indeks pani doktor; jego pierwsza – i jedyna – piątka. Wyszedł z laboratorium z uczuciem, że może jednak da sobie radę. Nie tylko na studiach.
Tak. Narkotyki wciąż siedziały w jego głowie; każde kieszonkowe bądź inne pieniądze przepuszczał na krótkich spotkaniach z Koujim. A gdyby tak wsypać go na policji? Wtedy nie miałby dostępu do heroiny, bo nie znał innego dilera. Wszystko przekalkulował, wchodząc po schodach; mało mu się to opłacało. Znając ten świat, zapłaciłby własną głową. A on swoją głowę dość lubił.
-Nie, to nie wchodzi w grę. - wymruczał do siebie, przyciskając kąciki oczu. Zamiast na wykład z fizyki, skierował się do domu.



Gdy tylko wszedł do swojego pokoju zauważył, że coś jest nie tak. Tym czymś była siostra, siedząca na jego łóżku.
-Coś się stało? - spytał; była blada.
-Ty bierzesz. - powiedziała bez ogródek.
-Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał, śmiejąc się. Tak zawsze reagował, gdy ktoś spoglądał w jego źrenice i to sugerował. Wykręcał się, że to wina światła.
-Ty pewnie nie zauważyłeś, ale zmieniłeś się. Stałeś się dziwnie spokojny, a zawsze należałeś do nerwowych ludzi. Masz na wszystko wywalone, izolujesz się od nas, na dodatek nie widziałam, żebyś ostatnio kupił sobie coś nowego, a ty przecież ciągle latałeś po sklepach. No i kasa, którą ode mnie pożyczasz. Na co ją przepuszczasz? Nie masz nowych ubrań ani kosmetyków, ani niczego takiego.
-Grzebiesz mi w szafie?
Dziewczyna, jego zwyczajem, przycisnęła kąciki oczu.
-Nie zaprzeczysz, że bierzesz, tylko pytasz, czy grzebię ci w szafie? Pięknie, Kou. Yuu już wie?
-Przecież nie biorę!
Siostra wyrwała torbę z jego ręki i wyrzuciła jej zawartość na łóżko. Wiedział, że wpadł; z torby wysypały się nie tylko zeszyty, długopisy, portfel, indeks i karta, ale też srebrna folia, w której zawsze był narkotyk.
Aha. No i strzykawka zawinięta w małą reklamówkę. Już dawno przestał tylko wciągać. Gdy dziewczyna zobaczyła to, miała ochotę się rozpłakać.
-I może to nie jest dowód twojej narkomanii?
-No dobrze, jest. Nie mów nikomu. Proszę. Zrobię co tylko zechcesz.
Wiedział, że jego siostra należy do ludzi, którzy uwielbiają szantażować innych, więc spodziewał się jakichś wygórowanych warunków milczenia.
-Nie powiem. Ale musisz powiedzieć o tym Yuu, żeby ci pomógł. Nie chcę stracić brata. Nie chcę, rozumiesz?
Kou kiwnął głową. Dziewczyna wyszła z pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi. Zaczął analizować jej słowa; aż tak się zmienił? Naprawdę tego nie zauważył, ale w sumie nic dziwnego. Był niemal ciągle odurzony, pogrążony we własnym świecie. Kochał tylko siebie. I Yuu.
Właśnie, Yuu. Nie mógł mu tego dłużej robić. Nie mógł i nie chciał.



-Musimy porozmawiać. - powiedział przez telefon fotografowi.
-Kou, chciałbym, ale jest koniec semestru i muszę wkuwać tych wszystkich czołowych fotografów i ich koncepcje. Obiecuję ci, że po następnym zaliczeniu znajdę czas.
-Ale ty nie rozumiesz..
-Idę się uczyć. I tobie też radzę. - powiedział Yuu, po czym rozłączył się.
Shima spodziewał się, że każdy może go zawieść. Mama, tata, siostra, koleżanki i koledzy ze studiów, ale nie on. Zacisnął pięści; normalnie jakby życie uparło się wpychać go w to bagno. Wciąż i wciąż przydarzały mu się okazje, przez które musiał brać.
Tak było i tym razem.
-Mamo, pożyczysz mi cztery tysiące jenów? - spytał, wchodząc do kuchni.
-A dlaczego szepczesz? - kobieta uśmiechnęła się, po czym sięgnęła po portfel. - Chwileczkę, nie dostałeś czasem kieszonkowego w zeszłym tygodniu?
-Tak, ale bluza mi się rozwaliła i potrzebuję na nową. - skłamał. Właściwie ostatnio ciągle to robił; przeraziła go łatwość, z jaką wymyślał różne kłamstwa na poczekaniu. - Ta z napisem..
-Wiem, która. Twoja ulubiona. Dobrze, idź i kup sobie nową.
Kou uśmiechnął się w podziękowaniu, schował pieniądze i szybko ubrał się, by móc wyjść do klubu, gdzie zawsze był Kouji.
Mimo uśmiechu na twarzy w środku był z siebie niezadowolony, że znowu ulega złym emocjom. Powinien iść odreagować na siłownię, by zadbać trochę o własne ciało. Właśnie, ciało; przedtem był chudy, ale w ciągu tego miesiąca schudł prawie sześć kilo. Tak naprawdę to potrzebował na nowe ubrania, bo tamte były na niego luźne; ale narkotyki były dla niego ważniejsze. Ubrania można przerobić na mniejsze. Przecież w internecie jest wszystko.


Gdy wszedł do klubu, wyszukał wzrokiem znajomą wychudzoną sylwetkę. Przyjrzał się dilerowi z daleka; był nie tylko chudy, ale i zapadła mu się twarz, przez co oczy wyglądały na większe. Dopiero po dłuższej chwili podszedł do niego.
-Masz coś dla mnie?
-Przykro mi, nie. Poza tym cena wzrosła do dwunastu tysięcy.
-Co?! Jeszcze przedwczoraj chciałeś osiem!
-Takie są prawa rynku. Ale wiem, kto ci sprzeda działkę nie za pieniądze.
-A za co?
Kouji uśmiechnął się niebezpiecznie; wtedy Shima dowiedział się, jak wygląda czaszka, która się uśmiecha. Przerażający widok.
-Za cenę twojej dupy.